poniedziałek, 30 września 2013

Szkoda lata

Podstępnie i zupełnie znienacka, o wiele za wcześnie nadeszła posępna jesień. Od tygodnia leje monsunowym deszczem, a temperatura oszalała i z 28 stopni w mgnieniu oka zrobiło się 10 w porywach do 14. Uuuuuh, tragedia. Zmianę pogody odczuwa się w jeszcze jeden sposób- na ulice powróciły czernie, brązy i szarości, zastępując letnie zwiewne wdzianka. Jednak nie mogę oprzeć się pokusie, aby nieco nie powspominać największych hitów modowych minionego lata, bo popatrzeć było na co....
Przede wszystkim od razu rzuca się w oczy, że Gruzinki tak ogólnie, a już zdecydowanie w wersji letniej uwielbiają wszystko, co ma dużo błyszczących elementów. Sukienki i bluzki aż kapią od aplikacji, koronek, cekinów i koralików, im więcej ich tym lepiej. W wersję kolorową ubierają się prawie wyłącznie młode dziewczyny, kobiety dojrzalsze pozostają przy swojej tradycyjnej czerni (więcej TUTAJ), co najwyżej latem jest ona nieco bardziej przewiewna, a i to nie zawsze. Jest jeszcze jedna ciekawa sprawa- młode gruzińskie dziewczyny az do przesady dbają o swój strój i sukienki na pierwszy rzut oka typowo wieczorowe spotkać można też zupełnie normalnie w ciągu dnia na ulicy.






Kolejny niesamowity element stroju to buty- koniecznie na gigantycznych obcasach lub koturnach, cekiny lub inne ozdoby także są mile widziane. Tutaj mój podziw dla gruzińskich dziewczyn- nie mam pojęcia, jak one chodzą na tych szczudłach, biorąc pod uwagę, iż tutejsze chodniki (o ile w ogóle są) i inne nawierzchnie z reguły do gładkich nie należą. Inna sprawa, że nie raz widziałam delikwentkę niosącą swoje wysokoobcasowe narzędzie tortur w ręku i kuśtykającą na boso. 
























Inny bardzo modny element to okulary typu "Policjanci z Miami"- żaden szanujący się gruziński mężczyzna nie wyjdzie bez nich na ulicę, a już na pewno nie wsiądzie do samochodu. ;-) Jak widać dziewczęta takimi okularami też nie pogardzą.









niedziela, 22 września 2013

Woda jest życiem

„Woda jest życiem”- niby taki banał i oczywista oczywistość, a jednak boleśnie przekonałam się na własnej skórze, jak łatwo o tym zapomnieć i jakie są tego konsekwencje. Wiosenno/letnio/jesienna pogoda w Gruzji jest jaka jest i upał, nawet jeśli słońce podstępnie schowane jest za chmurami, robi swoje. Jednym słowem- ani się człowiek obejrzy, jak dopada go odwodnienie. Nieprzyjemna suchość w ustach, ból głowy, ogólny marazm i osłabienie... przy czym kiedy odczuwa się te objawy, tak naprawdę jest już za późno na natychmiastowy ratunek, bo ciało tak jak gąbka nie przyjmie nieograniczonej ilości płynów- zatem trzeba nawadniać się w małych ilościach, ale za to systematycznie. Od kiedy zdarzyło mi się zapomnieć o tej prostej zasadzie i zaliczyć bardzo nieprofesjonalne omdlenie minął już ponad rok, a ja od tamtego czasu zostałam wielką fanką i przyjaciółką gruzińskich wód mineralnych.

Z bąbelkami....?

Niekwestionowanym numerem jeden wśród wód mineralnych i absolutnym hitem wysyłanym do ponad 40 krajów i przynoszącym podobno prawie 10% dochodów z całego gruzińskiego eksportu jest woda Borjomi (Bordżomi). Ma ona bardzo charakterystyczny, mocno słonawy smak i nadaje się  świetnie na uzupełnienie poziomu płynów- choćby dlatego, że nie da się jej wypić za dużo ;-) , poza tym zalecana jest przy kłopotach gastrycznych i jak twierdzi wielu (tzn. koledzy opowiadali ) nadaje się świetnie do leczenia „syndromu dnia następnego”. Wodę tę wydobywa się z trzech studni  położonych w okolicach miejscowości Borjomi, w paśmie górskim pomiędzy Adżarią a Imeretią. Po wydobyciu transportuje się ją 25-kilometrowymi rurami do fabryk, w których zostaje schłodzona i wtłoczona w szklane lub plastikowe butelki o różnej pojemności.
W okolicach Borjomi wydobywana jest również moja ulubiona woda Likani, która ma zdecydowanie łagodniejszy smak, a taką samą świeżość jak ta pierwsza. (Swoją drogą dopiero niedawno odkryłam, że 1 tetri od każdej sprzedanej butelki przekazywane jest na fundusz Gruzińskiego Patriarchatu, no proszę.) Natomiast najczęściej widywana na gruzińskich stołach jest woda Nabeghlavi, słabiej gazowana i nieco tańsza od poprzedniczek.

Wśród wód niegazowanych także mamy spory wybór- jest na przykład Bakuriani, Sno oraz Bakhmaro. Osobiście uwielbiam je w wielkich 5- lub 8-litrowych baniakach, bo oprócz do picia bezpośrednio świetnie nadają się do parzenia herbaty czy kawy. 

..... czy raczej bez bąbelków?

Uuuh, pewnie teraz spadną na mnie gromy, bo przecież po co używać wody mineralnej do herbaty, skoro jest woda w kranie, którą tak samo można wlać do czajnika i przegotować? Otóż mam z tym pewien problem. W gruzińskich domach woda przechowywana jest bowiem w wielkich zbiornikach, z których siłą grawitacji spływa do kranów. Zbiorniki te powinny być z założenia regularnie czyszczone i odkażane, ale w większości przypadków nie są i z kranu cieknie coś o lekko zielonkawo-żółtej poświacie. To samo w blokach, tam z kolei instalacje są w takim stanie, że lepiej nie wnikać za bardzo, jak wygląda płynąca nimi woda.

Każdy dom ma podobny zbiornik na wodę

Co mnie zastanawia, to bardzo niskie koszty dostarczanej wody, mój miesięczy rachunek nigdy jeszcze nie przekroczył 3 lari, a prysznica czy prania naprawdę sobie nie odmawiam. Niestety, niski koszt powoduje także, że wody zupełnie się tu nie szanuje, np. ludzie odkręcają krany nad wanną i przez pół dnia bieżącą wodą chłodza sobie arbuza, albo napełniają przydomowy zbiornik i pozwalają, aby woda przelewała się i ciekła w nieskończoność. Nawet po tak długim czasie w Gruzji ciężko mi obojętnie przechodzić obok takiego marnotrawstwa, ale cóż, co kraj to obyczaj....