piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowa frustracja

Uprzedzam uczciwie- dziś będzie niemiło i zjadliwie. Miało być inaczej i o czym innym, ale jak zwykle życie zweryfikowało moje pomysły i muszę, no po prostu muszę dać upust frustracji i wściekłości!
Wszystko zaczęło się niewinnie, wybrałam się na spacer do parku. Zaczyna się już nieśmiało pokazywać wiosna, ptaki śpiewają jak szalone, pokazują się pierwsze listki i kwiaty... jednym słowem sielanka. 


Pierwsze tegoroczne kolory wiosny!

Wychodząc z parku od strony nowo budowanego skweru (czyli betonowej pustyni ku rozpaczy wielu tworzonej za ogromne pieniądze z dawnego stadionu sportowego) zobaczyłam grupkę bardzo czymś zajętych gruzińskich nastolatków. Okazało się, że przy pomocy farb w spray'u tworzą właśnie wielki walentynkowy baner z obowiązkowym czerwonym sercem i wyznaniem miłości. Cóż za cudy pomysł, prawda? Szkoda tylko, że po namalowaniu serca i pozostałych elementów postanowili wypsikać resztę spray'u bazgrząc swoje imiona na murku na nowo powstającym skwerze! W biały dzień, w środku miasta. Mało tego, jeśli ktoś uważnie czytał moje wcześniejsze posty, (http://innagruzja.blogspot.com/2013/03/szklane-domy.html) to wie, że w Gruzji roi się od różnego rodzaju patroli policyjnych- i tak, tak, wszystkiemu przyglądał się ze znudzoną miną umundurowany policjant!!! Siedział dosłownie kilka metrów od rzeczonego murku, bawiąc się telefonem komórkowym, natomiast jego kolega kawałek dalej zajęty był jednym z ulubionych sportów tutejszych patroli, czyli jedzeniem pestek słonecznika. Próbowałam nawet przez chwilę zwrócić ich uwagę na dziejąca się na ich oczach sytuację, ale jeden odwrócił się plecami, a drugi uciekł.


Pierwsze wrażenie całkiem pozytywne- starają się chłopcy......

..... szkoda tylko, że starania poszły za daleko i przestało być miło :(

...a Dzielny Pan Policjant siedzi niewzruszony, ech.....

Sytuacja wkurzająca, ale jednocześnie jakaż cudna kwintesencja funkcjonowania państwa gruzińskiego! W tym kraju wszystko jest na pokaz i wszystko robione jest byle jak, bez głębszej myśli. Może ktoś mi wyjaśni, po co ten kraj wydaje tak na oko jakąś 1/3 budżetu na służby policyjne, skoro są one w praktyce bezużyteczne? Ja rozumiem, że umundurowani chłopcy fajnie wyglądają na ulicach i dają złudne poczucie bezpieczeństwa, jednak może sensowniej byłoby poustawiać wszędzie makiety, które będą mniej więcej tak samo użyteczne a zdecydowanie tańsze w utrzymaniu?

środa, 5 lutego 2014

Między Zugdidi a Soczi


Jest taki obszar na mapie, leżący pomiędzy Zugdidi a Soczi, który zależnie od języka nazywany jest Apsny, Abkhazeti lub po prostu Abchazja. Status tego obszaru zależny jest od perspektywy, z jakiej się na niego patrzy- dla Rosji, Wenezueli, Nikaragui, Nauru, Tuvalu i samej Abchazji jest to odrębne niepodległe państwo, oficjalne stanowisko reszty świata (w tym Polski) mówi o części Gruzji okupowanej przez Rosjan. Stanowczo nie chcę wdawać się w polityczne spory i mam nadzieję, że czytelnicy tego posta też nie dadzą się ponieść w tym kierunku, chciałabym jednak uchylić rąbka tajemnicy, jaką dla większości turystów stanowi ten kawałek mapy.  



Mapa pochodzi ze strony
http://jozefdarski.pl/6925-abchazja-i-rejon-gali-stuktura-etniczna-podzial-administracyjny-mapy

Abchazja składa się z siedmiu regionów (Galski, Tkwarczelski, Oczamczirski, Gulripszski, Suchumski, Gudaucki i Gagrski), zamieszkanych przez etnicznych Abchazów, Gruzinów, Ormian, Turków, Greków i śladowe ilości innych nacji- łącznie około 241 tysięcy ludzi, przy czym im bardziej człowiek przemieszcza się z południa na północ, tym mocniej widać, jak wpływy gruzińskie ustępują miejsca rosyjskim. Jednak tak naprawdę obecnie Abchazja to ani Gruzja, ani Rosja, to państwo w miniaturze, posiadające własny język, parlament, rząd, prezydenta, wydające wizy i nawet teoretycznie posiadające własną walutę (Apsar)- choć akurat tej waluty nikt nigdy w obiegu nie widział, bo płaci się w rublach rosyjskich. (Przy okazji mała uwaga praktyczna- w Abchazji praktycznie nie działają bankomaty ani karty kredytowe, należy mieć zawsze ze sobą gotówkę!). Jeśli chodzi o język, to abchaski opaty jest na alfabecie cyrylicznym z drobnymi modyfikacjami, jest bardzo gardłowy, a jego zabawną cechą jest to, że ogromna ilość słów brzmi bardzo znajomo, ma jedynie dodaną z przodu literkę "a", np. Arespublika, Amuzej, Acement, Akomputer, Arestoran. Drugim językiem urzędowym jest rosyjski i dlatego sklepy, reklamy, czy szyldy instytucji są z reguły napisane w obu tych językach. 


Acement, Ainternet... ależ ten abchaski jest prosty!

Faktyczna waluta Abchazji- ruble rosyjskie

Program sponsoruje literka A ;-)


Flaga Abchazji składa się z biało-zielonych pasów symbolizujących współegzystowanie chrześcijaństwa (biel) i islamu (zieleń). W lewym górnym rogu umieszczona jest prawa dłoń i siedem gwiazd stanowiących symbol siedmiu abchaskich regionów. Herb Abchazji to biało-zielona tarcza ze złotym jeźdźcem posyłającym strzałę ku niebu. 




 
Przed wojną (pisząc "wojna" mam na myśli abchasko-gruziński konflikt zbrojny z lat 1992-1993) Abchazja znana była przede wszystkim jako jeden wielki kurort nadmorski, a Suchumi, Picunda, Gudauta i Gagra były najpopularniejszymi i najpiękniejszymi miejscami do wypoczynku nad Morzem Czarnym, przy których daleko w tyle zostawała południowa część wybrzeża Gruzji łącznie z Batumi. Obecnie turystyka znowu zaczyna się rozwijać, choć z oczywistych względów głównie z kierunku rosyjskiego, a nadmorskie miejscowości powoli odżywają. Plaże są czyste, a hotele oferują coraz lepszy standard (niestety duch socjalizmu jeszcze przypomina o sobie dosyć często). Zachodnia część Abchazji to góry, jednak tam obcokrajowcy nie zapuszczają się zbyt często, bo baza turystyczna kompletnie nie istnieje. 


Być jednocześnie nad morzem i w górach, cóż za luksus!

Słynne hotele w Picundzie

Jak dobrze się przyjrzeć, to z plaży w Gagrze widać już Soczi
















 

Kilka słów o tym, co w Abchazji zobaczyć może turysta. Oczywiście zacząć warto od stolicy- Suchumi. Poza pięknym nadmorskim bulwarem odwiedzić warto mały, ale zadbany ogród botaniczny w centrum miasta, ciekawym choć nieco przygnębiającym doświadczeniem jest też wizyta w instytucie zajmującym się hodowlą i badaniem małp. Według opowieści personelu, w okresie tuż przed wojną badano możliwości stworzenia wolno żyjącej kolonii tych zwierząt, po czym gdy rozpętały się walki i przyszedł front, małpy z tej kolonii uciekły w abchaskie góry i żyją tam do tej pory, często żywiąc się tym, co znajdą na pobliskich polach, więc stanowią spore utrapienie dla rolników. 


Suchumska Nabierieżnaja


Wejście do ogrodu botanicznego


Ogród botaniczny



Wejście do "Abiazanika"
Małpy na żywo....

... i małpy w kosmosie
















 


Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Suchumi w miejscowości Nowyj Afon znajduje się najważniejszy abchaski monastyr- Nowy Athos, który zdecydowanie wart jest odwiedzenia. Nosi on imię Szymona Kannanejczyka, który w swoich wędrówkach dotarł podobno i tam. Monastyr robi wrażenie świeżo odrestaurowanymi złotymi kopułami i przepięknymi freskami. W Nowym Afonie zobaczyć też można jaskinię krasową, ruiny twierdzy, grotę Apostoła Szymona, wodospad i niesamowicie oryginalny mały dworzec kolejowy, a raczej to co z niego zostało. Dalej na północ znajdują się nadmorskie kurorty, o których pisałam wyżej- Gudauta, Picunda i Gagra. Podobno przepiękne jest też położone w górach jezioro Ritza i jego okolice, niestety nie miałam możliwości tam dotrzeć. Miłośnicy gorących źródeł też nie będą rozczarowani, w południowej części Abchazji jest ich bowiem co najmniej kilka. 



Nowyj Afon- Monastyr Szymona Kannanejczyka
Freski wewnątrz monastyru


Nowyj Afon- wodospad

Nowyj Afon- dworzec kolejowy

Gorące źródła niedaleko Suchumi
















 


Oczywiście nie da się oddzielić dzisiejszej Abchazji od jej najnowszej historii. Ślady wojny widoczne są jeszcze w wielu miejscach, a w związku z okrągłą rocznicą jej zakończenia w 2013 roku w całym kraju ustawiono orgomne tablice i banery przypominające "bohaterów walki za ojczyznę". Jest też mnóstwo cmentarzy i pomników związanych z tamtymi wydarzeniami. Poza tym na południu ciągle jeszcze straszą ruiny domów zniszczonych podczas wojny, podobnie jak spalony budynek parlamentu w centrum Suchumi.


Jeden z banerów "chwała bohaterom"

Tablica pamięci na skale tuż za Suchumi
Spalony budynek parlamentu w Suchumi

Ślady po ostrzale na wieżowcu w Suchumi


Suchumi- pomnik poległych podczas wojny




















 



Na koniec jeszcze informacja praktyczna:  Możliwość wjazdu do Abchazji dla zagranicznych turystów istnieje przez dwa przejścia graniczne- od północy Adler/Psou, od południa Inguri. Informacje o tym, jakie warunki trzeba spełniać przy wjeździe do Abchazji i formularz wniosku o pozwolenie na wjazd znaleźć można TUTAJ tutaj. Koniecznie trzeba pamiętać, że zgodnie z gruzińskim Prawem o Okupowanych Terytoriach (Law On Occupied Territories) wjazd do Abchazji od strony Rosji jest przestępstwem i kończy się sankcjami karnymi w przypadku późniejszego wjazdu do Gruzji. 



wtorek, 14 stycznia 2014

Gruzja Online

Przyjeżdżając do Gruzji dwa lata temu nie byłam pewna, jak będzie wyglądać mój kontakt ze światem i między innymi mocno obawiałam się, że internet pozostanie jedynie w strefie marzeń. Jednak ku mojej radości okazało się, że internet tutaj jest, mało tego, jest on o wiele dostępniejszy, niż mogłoby się wydawać. No dobra, umówmy się, że prędkości netu nie są oszałamiające, więc na przykład oglądanie filmów online, ściąganie czegoś, czy video czat czasami bywają wyzwaniem, ale i tak jest lepiej niż się spodziewałam. We wszelkiego rodzaju hotelach, hostelach i prywatnych kwaterach internet to już powoli standard. Gdy zostaje się na dłużej, to podłączenie go w miejscu, gdzie się mieszka, jest praktycznie bezproblemowe w każdej większej miejscowości (choć uczciwie mówiąc z korzystaniem bywa różnie, bo po większych deszczach cała sieć wylatuje z reguły w powietrze) a podstawowy pakiet to całkiem akceptowalny koszt ok. 20 lari. Bardzo częste są też darmowe hotspoty (sztandarowy projekt to sieć Tbilisi Loves You)  oraz możliwość dostępu do WiFi w kawiarenkach czy restauracjach. W mniejszych miejscowościach z internetem bywa różnie, ale wirtualna rzeczywistość szybko się rozwija i zdarzyło mi się już korzystać z WiFi na plaży w Anaklii czy w górach Swanetii. Sieci komórkowe oferują ponadto internet mobilny (nie chcę być posądzona o kryptoreklamę, więc nie będę podawać nazw operatorów i cen, jednak wszystko jest do znalezienia w wyszukiwarkach po wpisaniu np. "mobile internet georgia"). 


Niespodzianka- WiFi w na plaży w Anaklii


Centrum Telavi


Jest też pewna rzecz, która w Gruzji bardzo przypomina mi Polskę sprzed kilkunastu lat- kawiarenki internetowe. U nas z powodu eksplozji technologicznej straciły one w dużej mierze rację bytu, natomiast w Gruzji są nadal popularne. Najczęściej wyglądają typowo- kilka rozklekotanych stołów i krzeseł, kilka komputerów plus cała masa dzieciaków i młodych chłopaków. Z jakiegoś powodu całości najczęściej dogląda zupełnie nie zainteresowana czymkolwiek pani.




A na koniec wisienka: zabawne ogłoszenie umieszczone w jednej z knajpek w Tbilisi o treści "Nie, nie mamy WiFi, rozmawiajcie ze sobą nawzajem". Coś w tym jest, prawda?





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Świąteczne zwyczaje stare i nowe

W Polsce dziś święto (Trzech Króli) i w Gruzji też święto- Wigilia Bożego Narodzenia obchodzona tu według kalendarza prawosławnego, czyli dwa tygodnie później niż u nas. W zeszłym roku pisałam nieco o gruzińskim świętowaniu tego czasu, jednak już po fakcie zorientowałam się, że pewnych lokalnych tradycji nie byłam świadoma i po prostu je przegapiłam. W tym roku zatem postanowiłam być czujna i na własne oczy zobaczyć kilka interesujących rzeczy oraz dowiedzieć się o nich jak najwięcej. Hm, wyszło mi to średnio, ale trochę obserwacji jednak poczyniłam, (przy czym nie jestem do końca pewna, czy dotyczą one tylko regionu w którym mieszkam, czy całej Gruzji).


Czyczylak- tradycyjna gruzińska choinka...                            

...ale oczywiście choinek w wersji nam znanej też nie brakuje





















Otóż o północy w nocy z 6 na 7 stycznia rozpoczynają się uroczystości kościelne, a jednocześnie w niebo szybują fajerwerki w ilości porównywalnej z Nowym Rokiem. Zresztą takiego przeplatania się starych i nowych zwyczajów jest tego wieczoru mnóstwo. Według tradycji o północy powinno się postawić w oknie zapaloną świecę, która symbolizuje pamięć o przodkach i przyzywa ich duchy, aby opiekowały się domem. Zrobiłam dziś sporą rundę po Zugdidi i faktycznie znalazłam sporo takich świec.... choć wielu właścicieli domów postawiło jednak na "nową świecką tradycję" kolorowych lampek i plastikowych wieńców czy Mikołajów na drzwiach. Niestety, mój aparat nie bardzo nadaje się do robienia fotek w ciemności, ale mijane przeze mnie domy wyglądały mniej więcej tak:


Płonąca świeca w oknie....

... tutaj też tradycyjnie.....

.... a w tym domu świętuje się już po nowemu

W dzisiejszej dacie ważne jest też, iż o północy kończy się zwyczajowy post, więc wreszcie można zasiąść do suto zastawionych stołów i rozkoszować się ogromnymi ilościami jedzenia, głównie oczywiście mięsa (choć ci mniej przywiązani do tradycji wielkie ucztowanie zaczęli już tydzień temu w Nowy Rok). Na bożonarodzeniowym stole jednej rzeczy absolutnie nie powinno zabraknąć, jesto to rodzaj ciastka zrobionego z dowolnego rodzaju orzechów zlepionych miodem. Takie właśnie ciastka dostałam dziś od mojej gospodyni (bo mocno zakorzeniony jest tu zwyczaj obdarowywania się nawzajem słodyczami i owocami z okazji Nowego Roku i Bożego Narodzenia), która jednocześnie prawie trzęsła się z oburzenia opowiadając mi, że jej "nowoczesna" synowa zamiast przygotować tradycyjne miodowe przysmaki dała dzieciom po prostu batoniki Snickers.... 


Miodowych ciasteczek było zgodnie ze zwyczajem trzy, 
ale niestety zjadłam jedno zanim wpadłam na pomysł zrobienia zdjęcia 

czwartek, 2 stycznia 2014

Kosmiczne wszystko w jednym


Będąc w Gruzji staram się nie tylko obserwować to, co dzieje się dookoła mnie, ale i śledzić jak największą ilość informacji pojawiających się na temat tego kraju w różnych źródłach. Część z tych informacji staje się inspiracją do moich kolejnych postów. Tak właśnie było w przypadku TEJ krótkiej notki informującej o ewakuacji tbiliskiego budynku Public Service Hall (dosłownie: Hala Usług Publicznych, będę jednak używać skrótu PSH bo tłumaczenie jest nader niezgrabne).

PSH są bardzo ciekawym wynalazkiem, zupełnie nietypowym dla tej części świata, gdzie biurokracja przyjęła formy wręcz kosmiczne. Idea jest prosta: chodziło o zgromadzenie pod jednym dachem głównych instytucji odpowiedzialnych za sprawy obywateli i w ten sposób doprowadzenie do maksymalnego skrócenia czasu załatwiania różnych spraw związanych z wydawaniem dokumentów, rejestrowaniem firm, podatków, uzyskiwania wyciągów z archiwów itp. Pomysł "jednego okienka od wszystkiego" jest fantastyczny i choć nie wiem, na ile działa to w praktyce, to zakładam, że przynajmniej trochę udało się uprościć skomplikowane drogi urzędowe.

Jednak PSH fascynują mnie głównie z zupełnie innego powodu. Zapewne w ramach unowocześniania wizerunku Gruzji przyjęto założenie, że budynki te mają mieć niesamowite, futurystyczne konstrukcje wyraźnie odcinające się na tle miejscowości, w których je postawiono. I rzeczywiście, nie sposób taki budynek przegapić. Pierwszy tego typu urząd otwarto pod koniec maja 2011 w Batumi, kolejne pojawiły się w innych co większych gruzińskich miejscowościach. Na zdjęciach poniżej pokazuję tylko kilka przykładów:



"Wielka szyszka" w Batumi


"Oko muchy" w Kvareli

Telavi

Mccheta

"Wielkie pieczarki" w Tbilisi

Coś kosmicznego powstaje też w Zugdidi





















PS.1: Ewakuacja tbiliskiego PSH nastąpiła, bo wskutek silnego wiatru w siną dal odfrunęły fragmenty dachu i kilka innych elementów. Daje to do wiele do myślenia jeśli chodzi o solidność wykonania tych kosmicznych konstrukcji...

PS.2: Dla bardziej zainteresowanych piękne fotki innych obiektów i oficjalna informacja o funkcjonowaniu PSH znajdują się m.in. TUTAJ.