Podobno jest to wyjątkowy i najzdrowszy ze wszystkich jogurtów. Tak przynajmniej mówią w Gruzji. Twierdzenie to przyjmuję z przymrużeniem oka, bo według miejscowych w Gruzji wszystko jest "naj...", ale faktycznie jogurt ten jest smaczny i ma kilka pożądanych działań ubocznych. O czym mowa? Oczywiście o gruzińskim matsoni (wym. maconi, gruz. მაწონი).
źródło: internet |
Jeśli w Gruzji najdzie Was ochota na jogurt, nie próbujecie szukać w sklepach opakowań z takim napisem. Poszukajcie za to tutejszego produktu opisanego "მაწონი - MATSONI".
Matsoni to bowiem nic innego jak charakterystyczny w smaku lokalny jogurt produkowany tradycyjnie ze sfermentowanego mleka, który od znanej nam wersji równi się przede wszystkim szczepem wykorzystywanych do procesu fermentacji bakterii (skomplikowane szczegóły biologiczne wyczytać możecie TUTAJ). Ma to ogromny wpływ na jego posmak- ma bardziej galaretowatą, trochę grudkowatą, gęstą konsystencję niż jogurt tradycyjny i jest lekko kwaśny w smaku (zresztą samo słowo "matsoni" pochodzi od "kwaśny"). Kupić go można w Gruzji wszędzie, zarówno w sklepach, jak i od babuszek na bazarach. Oczywiście ten domowej roboty jest znacznie smaczniejszy, trzeba jednak zwracać uwagę na warunki, w jakich był przechowywany. Można się też mocno zdziwić, bo w jednej z jego odmian zamiast mleka krowiego wykorzystuje się mleko bawole. O ile wersję ze zwykłego mleka polecam, o tyle ten bawoli niekoniecznie- ma bardzo specyficzny zapach, który akurat mnie skutecznie psuł apetyt. Ale oczywiście wszystko jest kwestią gustu.
Dobrze schłodzony matsoni świetnie sprawdza się podczas upałów, bo syci zarówno głód, jak i pragnienie. Latem ma jeszcze inną zbawienną rolę- nałożony na skórę koi oparzenia słoneczne sto razy lepiej niż jakiekolwiek wymyślne preparaty. Jedynym minusem takiej kuracji jest niezbyt przyjemny zapach, ale jeśli chłodny matsoni nałoży się na skórę wieczorem i po jakimś czasie powtórzy ten proces, on pięknie ją ochłodzi i odżywi, a później można go przecież zmyć. Ja sama kilka razy korzystałam z takiej kuracji ratunkowej i z absolutnym przekonaniem ją polecam! Jeśli chodzi o walory lecznicze, matsoni podobno dobrze się sprawdza przy kłopotach żołądkowych (nie próbowałam), a spożyty wieczorem pomaga zasnąć (może w tym być ziarno prawdy).
W Polsce niestety jak na razie nie znalazłam nigdzie matsoni. Próbowałam znaleźć przepis na jego samodzielną produkcję, ale wszystkie zaczynają się od słów "weź łyżkę matsoni (ewentualnie kulturę bakterii do matsoni) i zmieszaj z mlekiem...", więc niestety tutaj koło się zamyka. W jednym z przepisów mowa jest o kwaśnej śmietanie- można jej jakoby użyć do produkcji pierwszej porcji matsoni (w proporcji łyżka stołowa na pół litra przegotowanego surowego mleka; po zmieszaniu umieszcza się je w zakręconym naczyniu i na 3-4 godziny zawija w koc, a następnie wstawia do lodówki; w wersji z matsoni jako starterem fermenowanie przed wstawieniem do lodówki ma trwać 24-48 godzin).
Dla osób, które chciałby same spróbować, a pewniej czują się z filmikami niż z suchym przepisem, znalazłam taki oto pokaz "Jak zrobić matsoni":
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz