sobota, 25 sierpnia 2018

Migawki z bazaru w Zugdidi


 
To już 53. edycja naszej akcji "W 80 blogów dookoła świata" ! Wybraliśmy temat w sam raz na wakacje- porozmawiamy o bazarach i ciekawych targowiskach na całym świecie. Kto wie, może zechcecie tam zajrzeć w czasie swoich podróży?

Serdecznie zapraszamy!






Robienie zakupów w Gruzji kojarzy mi się nieodłącznie z bazarem. To właśnie bazar był jednym z pierwszych miejsc, do których dotarłam po zamieszkaniu w Zugdidi. Nie było tam wtedy supermarketów ani wypasionych stacji benzynowych z bogato zaopatrzonymi sklepami (choć część z nich była już w budowie), więc mniej standardowe towary nabywałam podczas wypadów do Tbilisi, a po resztę wybierałam się na lokalne targowisko. Ach, czegóż tam nie było....


O pierwszych (a także drugich i trzecich) wrażeniach z "bazari" (gruz. ბაზარი) pisałam już kilka razy, więc nie będę się powtarzać, odsyłając jednocześnie do wpisów Jak to z zakupami bywało... (TUTAJ) i Na straganie w dzień targowy (TUTAJ). Dzisiaj chciałabym pokazać kilka zdjęć, migawek z targowiska w Zugdidi, które jeśli się dobrze przyjrzeć, stanowi swoisty fascynujący mikrokosmos.

Sprzedawcy mają swoje ściśle określone stanowiska i oczywistym jest, że na przykład ta sama pani "od orzechów" będzie w tym samym miejscu każdego dnia od rana do wieczora. Będzie tam pić herbatę, plotkować z sąsiadkami, jeść kanapki, przysypiać, modlić się, zachęcać okrzykami do swojego towaru... będzie też chętnie wypytywać cudzoziemską klientkę o to, czy podoba jej się Gruzja, gdzie już była, dokąd jedzie, czy ma męża i dzieci.... przy kolejnych zakupach pokaże zdjęcia swoich wnuków, zachęci do kupienia czegoś od kuzynki, która w innej części bazaru sprzedaje sery, a czasem dla stałej klientki dorzuci też mały gratis.

Kupowanie na takim bazarze wymaga czasu i specyficznego nastawienia do zasad sprzedaży. Przyprawy czy orzechy sprzedawane są nie na wagę, a na małe lub większe kubeczki. Inne sypkie towary z reguły przelicza się na worki. (swoją drogą zawsze zastanawiało mnie, jak ci sprzedający- w dużej części niemłodzi już ludzie- pakują i wywożą swój nielekki towar po zakończeniu targowego dnia?). Sery sprzedawane są w krążkach lub ich połowach. Mięso i ryby to osobna kategoria, tutaj można sobie pomacać i poprzerzucać każdy kawałek- zimą mamy od razu mrożonkę, a latem.... ech, latem raczej omijałam ten zakątek bazaru ;-) Ciekawe zasady obowiązują też w przypadku pomidorów, ogórków, cytryn, kiwi i tego typu zakupów- praktycznie nie da się kupić ich na sztuki w stylu "1 pomidor, 1 ogórek, 2 ziemniaczki...". Akceptowalne minimum to kilogram, ale to wynika po części z ich niskiej ceny, którą ciężko jest przeliczać na jeszcze mniejsze części.

Czy na bazarze można się targować? Hm, czasami można, a wręcz trzeba, bo sprzedawcy bywają różni. Pokusa nagłego wzbogacenia się na cudzoziemcach bywa przemożna, a na towarach nie zawsze są ceny. Bywa więc tak, że za cztery baterie-paluszki mamy nagle zapłacić 10 euro... od sztuki (przypadek autentyczny!) i wtedy trzeba zdecydowanie reagować. Ale musimy też pamiętać o drugiej stronie medalu- wiele towarów sprzedawanych jest za naprawdę niewielkie pieniądze i targowanie się o 1 lari przy zakupie kilku kilogramów warzyw czy pary skarpet to naprawdę żenada.

Nie mogę powiedzieć, abym zakupy na bazarze polubiła. Hałas, tłok, stosy walających się śmieci, włóczące się psy, wąskie przejścia, alejki nakryte różnego rodzaju plastikowymi płachtami, przez które latem było tam jak w saunie z podczas deszczu można było oberwać "wodną bombą" po plecach, czasami nadmierna "towarzyskość" sprzedających i brak anonimowości- to wszystko sprawiało, że z reguły zakupy były koniecznością, a nie przyjemnością. Ale zdarzały się też chwile sympatyczne, jak wspomniane już wizyty u pań w zakątku orzechowo-przyprawowym czy szperanie w stosach używanych książek. Jedną z zabawniejszych akcji było natomiast kupowanie w tych warunkach spodni, które pani koniecznie kazała mi przymierzyć- okoliczne przekupki zupełnie nieproszone przybiegły z tajemniczymi płachtami i zablokowały pół uliczki, aby mnie odgrodzić od ciekawskich oczu.

A teraz obiecane migawki (za udostępnienie zdjęć dziękuję Przemkowi):











P.S.- O innym bardzo ciekawym gruzińskim targowisku, czyli Suchym Moście w Tbilisi, przeczytacie TUTAJ.


A pod tymi linkami czekają na Was informacje o bazarach i targowiskach w innych krajach:

Chiny: 
Biały Mały Tajfun: Targowiska Yunnanu
Finlandia:
Suomika: Jak wygląda pchli targ (kirpputori) w Finlandii?
Japonia:
japonia-info.pl: Tsukiji
Kirgistan:
Kirgiski.pl: Kirgiskie bazary  
Turcja:
Turcja okiem nieobiektywnym: Czy warto odwiedzić Wielki Bazar w Stambule?
Wielka Brytania:
Angielski dla każdego: Car boots w Anglii, czyli jak sprzedać mydło i powidło


Jeśli ktoś z Was też jest autorem językowo-kulturowego bloga i chciałby się do nas przyłączyć, zachęcam do zajrzenia na TEGO bloga grupy, a także do kontaktu pod adresem e-mailowym blogi.jezykowe@gmail.com.



6 komentarzy:

  1. Atmosfera jak w Chinach ;) Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kiedy oglądałam Twój wpis, też zauważyłam podobieństwa. I to jest kolejny dowód na moje twierdzenie, że Gruzja ma bliżej do Azji niż Europy ;-)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tak, bazary ulokowane są najczęściej w podniszczonych halach lub budynkach, a wszystko, co wyrasta dookoła, "zabezpieczane" jest od góry płachtami folii chroniącej przed upałem, śniegiem, deszczem itp. Czy chroni to kwestia sporna, ale przy okazji daje atmosferę półmroku lub niebieskiej poświaty (te plastikowe płachty są najczęściej niebieskie, czasem pomarańczowe).

      Usuń
  3. Pan z packą na muchy przy rybkach wygrał. Trzeba mieć mocne nerwy, żeby na bazarze kupować mięso i ryby, zwłaszcza surowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pan z packą plus ta jego mina..... bezcenne. Nigdy nie kupiłam tam mięsa ani ryb, zdarzyło mi się kupić ser (ale wędzony, w miarę bezpieczny).

      Usuń