Od dłuższego już
czasu każde prawie popołudnie przerywa zmasowany odgłos samochodowych
klaksonów, co samo w sobie byłoby tutaj normalne, ale jednak koncentracja
odgłosów trąbienia w końcu mnie zaintrygowała i postanowiłam zainteresować się,
co się dzieje. No tak, jasna sprawa- wielkimi krokami zbliża się czas postu,
gdy zgodnie z tradycją nie zawiera się związków małżeńskich, więc młode pary pospiesznie
wykorzystują ostatnią okazję.
Miałam okazję
obserwować tutaj już wiele ślubów i mocno zastanowiła mnie ceremonia z nimi związana.
Choć może nie tyle sam obrządek religijny, co atmosfera wokół ślubu panująca. Panna
młoda występuje tradycyjnie w bieli, pan młody różnie- czasem w tradycyjnym
gruzińskim stroju, czasem w normalnym garniturze, a czasem nawet w bylejakiej
koszuli nawet bez krawata.... za to
obowiązkowo wszystkie inne kobiety wystrojone są jak na galę wręczania Oskarów.
Ceremonia ślubna to najczęściej niewielu gości, natomiast koniecznie ze dwóch
fotografów i kamerzysta, którzy włażą wszędzie i potrafią nawet odsunąć ręką
kapłana żeby zrobić lepsze ujęcie. Ogólnie to, co odbywa się w świątyni sprawia
wrażenie imprezy pośpiesznej i zupełnie nie uroczystej, pop wyśpiewuje modlitwy
i błogosławieństwa, następnie młodzi zapalają świece, całują Biblię, wkładają na głowy złote
korony i robią trzy okrążenia wokół środkowej części kościoła, zakładają
obrączki- i to już! Trwa to wszystko jakieś 20 minut i odbywa się oczywiście na
stojąco.
|
Marynarka niepotrzebna, za to kamerzyści obowiązkowi!
|
|
Ślubne korony już na głowach
|
|
Korony są dwie, kamery też dwie :) |
Często w międzyczasie do świątyni wkracza już następna para młoda w
asyście swoich krewnych i fotografów, jest nieustający szum, w większych
monastyrach dookoła włóczą się turyści, wszyscy wchodzą i wychodzą kiedy chcą,
plotkują, robią zdjęcia.... uuuh, kwestia gustu, ale jak dla mnie kompletnie nie odczuwa się powagi
chwili. Co dziwne, na twarzach młodych najczęściej w ogóle nie widać żadnej
radości czy wzruszenia, trochę to wszystko wygląda jak „odbębnianie” procedury
i tak naprawdę całą zabawa zaczyna się dopiero po wyjściu ze świątyni...
|
Jak widać drugi rząd już niekoniecznie zapatrzony w ceremonię |
Po ceremonii odbywa się obowiązkowa sesja fotograficzna w plenerze, a potem całe towarzystwo wsiada do samochodów (fikuśne dekoracje obowiązkowe!) i z głośnym trąbieniem odjeżdża w siną dal. I teraz zaczyna się najlepsze, ta rycząca kawalkada pędzi bowiem na złamanie karku spychając z drogi co tylko się rusza. Bardzo często część uczestników siedzi na otwartych oknach, trzymając się rękami dachu, powiewając czym się da i wydając głośne okrzyki. Obowiązkowo z przodu lub sąsiednim pasem porusza się auto, z którego wychyla się kamerzysta filmujący to szaleństwo. Taka przejażdżka trwa dosyć długo, objeżdża się całe miasto wzdłuż i wszerz, a jeśli jest w okolicy jakieś fajne duże rondo to robi się po nim co najmniej kilka kółek koniecznie non stop trąbiąc i krzycząc.
|
Teraz zacznie się najlepsza część
|
|
Wreszcie można się odprężyć
|
|
Foto! |
|
Ogólne szaleństwo!
|
|
Trąbimy, krzyczymy i machamy!!!! |
Co ciekawe, śluby
nie odbywają się jedynie w weekendy, na głośne kawalkady natknąć się można również
w środku tygodnia. No i oczywiście po ślubie następuje wesele, które jest kolejnym szaleństwem samym w sobie- 400 gości to zupełna normalka :)
Hej, orientujesz się może, czy gdzieś w Gruzji jakimś cudem jest może chociaż jedna świątynia katolicka? :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnalazłem. :) http://ekai.pl/wydarzenia/x67968/msza-sw-po-polsku-w-tbilisi/
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze zaryzykuję obrządek ormiański.
Pozdrawiam