piątek, 26 lutego 2016

Urodziny bloga


Dzisiaj mijają cztery lata, od chwili, kiedy powstał ten blog. Przez ten czas bardzo się zmienił- tak naprawdę powstał jako opis mojej gruzińskiej rzeczywistości skierowany przede wszystkim do rodziny i znajomych, a jednocześnie był dla mnie okazją do odreagowania różnych aspektów nie zawsze łatwego życia codziennego na gruzińskiej prowincji. Z czasem blog wzbogacił się o wiele tematów i wątków, zyskał też zaskakująco wielu Czytelników. Muszę przyznać, że dzięki pisaniu tego bloga sama także wiele się nauczyłam, poszukując informacji źródłowych wzbogacających moje prywatne obserwacje. Starałam się także ilustrować moje opisy jak największą ilością zdjęć, bo wydaje mi się, że czasem jeden obraz wystarczy za sto słów.


Gruzja już zawsze będzie mi się kojarzyć z mandarynkami rwanymi prosto z drzewa
(a tak przy okazji- to zdjęcie zrobione zostało 2 grudnia!!!)

czwartek, 25 lutego 2016

Tiflisi- serial o Gruzinach dla Gruzinów




W kolejnej edycji akcji "W 80 blogów dookoła świata" przyglądamy się serialom telewizyjnym z różnych zakątków świata. U mnie możecie zobaczyć, czym emocjonują się Gruzini, a w świat seriali z innych krajów zabiorą Was linki umieszczone pod artykułem. Zapraszam!







Kiedy mieszkałam w Gruzji, największym serialowym hitem była tam turecka opowieść o sułtanie i jego haremie, która dosłownie wymiatała z ulic wszystkie gruzińskie kobiety (więcej TUTAJ). Między innymi na fali popularności tego serialu Gruzini postanowili wykorzystać patent na opowieść historyczno-kostiumową i stworzyć własny serialowy przebój. W ten sposób powstało "Tiflisi". 

środa, 17 lutego 2016

Tbilisi, czyli gruzińskie Cieplice


Nie, tytuł dzisiejszego posta to wcale nie żart. Nazwa gruzińskiej stolicy naprawdę pochodzi od słowa "tbili"- "ciepły", zatem w lekko dowolnym tłumaczeniu spolszczone Tbilisi to nic innego jak Cieplice. A wiecie skąd taka nazwa? 


"Tbilisi- miasto, które Cię kocha", taki napis wita nas na lotnisku

środa, 10 lutego 2016

Trochę straszno, trochę śmieszno....

W ramach kolejnego projektu KLUBU POLKI NA OBCZYŹNIE w lutym i marcu dzielimy się na zmianę pomysłami, jak przetrwać zimę w obcym kraju oraz śmiesznymi i strasznymi opowieściami z miejsc, w których przyszło nam przebywać. Wczoraj Karolina opowiadała o zimie w Meksyku (TUTAJ), a dzisiaj przyszła kolej na moją gruzińską anegdotę. Tak naprawdę nie wiem, czy zakwalifikować ją do kategorii wydarzeń mrożących krew w żyłach, czy śmiesznych- oceńcie sami!


Wiele razy opisywałam już sytuację panująca na gruzińskich drogach i specyficzne podejście tubylców do zasad ruchu drogowego (na przykład TUTAJ czy TUTAJ), więc w końcu stało się to, co kiedyś stać się musiało, a mianowicie zaliczyłam stłuczkę. Cała historia wyglądała tak:

Jadę sobie spokojnie po mieście swoim pasem, dojeżdżam do skrzyżowania, mam zielone, a tu nagle wielkie bummmmm..... i widzę po swojej prawej stronie fruwające kawałki czegoś kolorowego. No pięknie. Co się stało? Jadący po sąsiednim pasie ruchu taksówkarz postanowił ni z tego ni z owego zatrzymać się i  z lewej strony wypuścić pasażera, oczywiście nie patrząc, że ma na swojej wysokości inny samochód. Efekt? Jego auto ma mocno wygięte drzwi i wielkie wgniecenie, moje auto pozbyło się prawego przedniego światła, prawego lusterka i uzyskało szereg błękitnych zarysowań i wgnieceń na całej długości. Cud, że wysiadający wyszedł z tego bez żadnych kontuzji.