czwartek, 24 grudnia 2015

Świąteczne życzenia po gruzińsku


O gruzińskich zwyczajach bożonarodzeniowvch pisałam już kilka razy (zapraszam TUTAJTUTAJ), dzisiaj więc przypomnę tylko, że w Gruzji te święta obchodzi się nie teraz, w grudniu, a dopiero w styczniu, bo w kwestiach religijnych obowiązuje tutaj kalendarz prawosławny. Jednak ja pozwolę sobie już dzisiaj złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku! A po gruzińsku życzenia te będą wyglądały tak:


გილოწავთ შობას ახალწელს, 
მრავალს დაესწარით !



Autorka bloga wznosi świąteczny toast tradycyjnym gruzińskim rogiem :)


piątek, 20 listopada 2015

Monastyr dokładnie pośrodku niczego


Monastyry w Gruzji są nieodłączną częścią krajobrazu i przez swoją charakterystyczną architekturę są również jednym z symboli tego kraju. Najczęściej położone są na malowniczych wzgórzach, skąd rozciąga się widok na całą okolicę, a jednocześnie same widoczne są już z daleka. Jak wielkim zatem zaskoczeniem był dla mnie kachetyński monastyr Alaverdi (gruz. ალავერდი) położony dokładnie "pośrodku niczego", na wielkim pustym polu!!!

Widok z Kaukazem w tle zapiera dech; dodatkowo ten kontrast między monastyrem a ogromną pustą przestrzenią wokół!
(foto by Przemek- dziękuję!)

poniedziałek, 2 listopada 2015

Perełki z gruzińskich cmentarzy


Na samym początku mojej gruzińskiej przygody pisałam nieco o tym, jak różne od polskich są tutejsze cmentarze i zwyczaje związane z pogrzebem (do poczytania TUTAJ). W Polsce nadszedł właśnie ten czas roku, gdy odwiedzamy cmentarze, i choć zgodnie z tradycją prawosławną w Gruzji Zaduszki obchodzone są nie w listopadzie, a w drugi dzień Wielkanocy, to myślę, że mimo wszystko pora jest odpowiednia na rzucenie okiem na kilka ciekawych gruzińskich nekropolii.

Na gruzińskim cmentarzu zaskoczyć nas może właściwie wszystko. Już sam kształt i rozmiar działek przeznaczonych pod groby zadziwia wielkością, bo zwykle jest gigantyczny i obejmuje nie tylko miejsce na nagrobek, ale także ławeczkę i elementy dekoracyjne, a nierzadko również stół, wiatę lub nawet coś w rodzaju małego budynku. Wiele z takich konstrukcji posiada podciągnięty prąd, więc przy grobie naszych bliskich możemy spędzić dowolną ilość czasu i nie ogranicza nas światło słoneczne (co ma szczególne znaczenie w czasie wielkanocnych biesiad przy grobach). Całość takiej działeczki z reguły otoczona jest płotem, a ponieważ poszczególne kawałki często wydzielane są w sposób przypadkowy, więc często natrafia się na totalny labirynt bez wyznaczonych prostych ścieżek znanych nam z polskich cmentarzy.


Na wiejskim cmentarzu miejsca jest sporo, więc można poszaleć z wiatami.
Pasące się w takim miejscu krowy to też nic dziwnego.

niedziela, 25 października 2015

Gdy mi ciebie zabraknie...


W dzisiejszej odsłonie "W 80 blogów dookoła świata" pokazujemy produkty z różnych krajów, które szczególnie przypadły nam do gustu. Zapraszam zatem do kolejnej wirtualnej wizyty w Gruzji, a także na blogi innych podróżników, do których linki znajdziecie na końcu artykułu!









Od mojego wyjazdu z Gruzji minął już jakiś czas i niestety rozmaite zapasy przywożone do Polski zdążyły stopnieć. Choć na co dzień bez problemu jestem w stanie zaopatrzyć się w przepyszne gruzińskie wina (ku mojemu zdziwieniu ma je w swojej ofercie każdy większy market), to innych gruzińskich produktów jest  u nas jak na lekarstwo. Oto trzy gruzińskie rzeczy, wobec których mam ochotę smętnie zanucić "gdy mi ciebie zabraknie..." , bo należały do moich ulubionych i teraz tęsknię za nimi straszliwie...

poniedziałek, 19 października 2015

Co robić w Borjomi?


Wiele jest w Gruzji miejsc, w których pojawiająca się nowoczesność próbuje zgrywać się z odległą historią, a jednocześnie spod tego wszystkiego wystają żywe pomniki schyłkowego socjalizmu. Takich właśnie wrażeń dostarcza Borjomi (pol. Bordżomi, gruz. ბორჯომი) w regionie Samcche-Dżawachetia, jedna z kultowych gruzińskich miejscowości chętnie odwiedzanych przez turystów.


piątek, 25 września 2015

Najsłynniejszy Gruzin w Polsce



Dzisiejszy wpis to kolejna edycja akcji "W 80 blogów dookoła świata". Tym razem piszemy o związkach danego kraju z Polską lub językiem polskim. Ja postanowiłam do tematu podejść z przymrużeniem oka i napisać o najsłynniejszej w Polsce gruzińskiej postaci. Mam nadzieję, że z przyjemnością przeczytacie nie tylko ten artykuł, ale również wpisy z innych blogów, do których linki podaję na końcu artykułu. Zapraszam!





O związkach łączących Gruzję i Polskę pisałam już jakiś czas temu (zapraszam TUTAJ), ale dziś przyszła pora na spojrzenie na ten temat z zupełnie innej perspektywy. Ciekawa jestem, czy domyślicie się, o kim zamierzam dzisiaj napisać. A zatem- kto jest najbardziej znanym w Polsce Gruzinem?

środa, 16 września 2015

Dumka na dwa języki


 
Czy wiecie, że 26 września obchodzony jest Europejski Miesiąc Języków? Z tej okazji autorzy zrzeszeni w grupie Blogi Językowe i Kulturowe postanowili podjąć się ambitnego zadania pokazania związków między różnymi językami i krajami. Akcja trwa przez cały wrzesień, a dzisiaj zajmujemy się rosyjskim- zapraszam zatem do lektury i do odwiedzenia pozostałych blogów, których autorzy podjęli wyzwanie!




Zacznę dziś od banalnego faktu, o którym jednak zapomina wiele osób- Gruzja to nie jest Rosja. Owszem, przez wiele lat była ona częścią ZSRR (tak samo jak choćby Litwa czy Ukraina), jednak przez cały czas zachowała swoją kulturę, taniec (więcej TUTAJ), alfabet, język (więcej TUTAJ) i tradycje. Historia tych dwóch krajów jest daleka od przyjacielskiej i pełna bolesnych wydarzeń (przykład TUTAJ)- i chyba nie ma większej obrazy dla Gruzina niż nazwać go Rosjaninem. A jednak nie da się wyrzucić elementów rosyjskich z Gruzji bo wrosły one w lokalny krajobraz i stały się jego częścią, czy się komuś to podoba, czy nie.



Są w Gruzji miejsca, gdzie czas zatrzymał się na etapie ZSRR.
Ten przepiękny Lenin stoi w miejscowości Ingiri (region Samegrelo)


wtorek, 18 sierpnia 2015

Gruzińskie "Oszukać przeznaczenie"


Dawno już nie pisałam o jednym z moich ulubionych tematów- gruzińskim ruchu drogowym. Jak by nie patrzeć, poświęciłam temu zagadnieniu już co najmniej kilka postów (na przykład TEN i TEN), więc jak sądzę udało mi się przekazać ogólne wrażenie, jakie wywołuje na obcokrajowcach konieczność poruszania się po gruzińskich drogach. Kilka dni temu wdałam się jednak w pewną dyskusję, która skłoniła mnie do przemyśleń i zaowocowała sporymi poszukiwaniami w internecie. Poszło mianowicie o to, czy faktycznie gruzińskie drogi są aż tak niebezpieczne- podobno sądząc z moich katastroficznych opisów na każdym kroku powinniśmy na nich widzieć straszliwe wypadki, a prędzej zobaczymy jakieś wraki samochodów w polskich rowach niż na gruzińskich poboczach. Teoretycznie możliwe jest zatem ze Gruzini jeżdżą w sposób szalony, ale nie niebezpieczny, prawda?


Zafascynował mnie sposób przyczepienia żółtej taśmy
(do lusterek samochodu policyjnego)

sobota, 25 lipca 2015

Misza jest super, czyli historia jednej piosenki

W dzisiejszej odsłonie akcji "W 80 blogów dookoła świata" piszemy o swoich ulubionych piosenkach. Ja o fantastycznej gruzińskiej Bani Rachuli już pisałam TUTAJ, dlatego dzisiaj będzie o piosence może nie tyle ulubionej, co ciekawie obrazującej najnowszą historię Gruzji. Zapraszam!


Kiedy przyjechałam do Gruzji w 2012 roku, często słyszałam na ulicy czy w knajpach mocno wpadającą w ucho skoczną melodię. Zgrałam ją sobie nawet na pendrive'a i słuchałam w samochodzie, nie mając najmniejszego pojęcia co to za utwór ani o czym opowiada. Dopiero po jakimś roku zupełnie przypadkiem obejrzałam teledysk i poczułam lekki niepokój... zaczęłam zatem dociekać, o co właściwie chodzi w tym utworze.... i wtedy zrobiło się ciekawie! 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Twierdza Argonautów i Apostoła Macieja


Zaglądając do różnych zakątków Gruzji człowiek zaczyna przyzwyczajać się, że co kawałek napotyka na zabytki z naprawdę dawnych czasów. Takie na przykład IX-wieczne kościoły nikogo chyba już w tym kraju nie wzruszają, bo spotyka się je w co piątej wsi. Jest też całe mnóstwo wszelkiego rodzaju bliżej nieokreślonych ruin, którymi nie interesuje się pies z kulawą nogą, jak choćby resztki zamku w Chkhorotskou (TUTAJ) albo dla odmiany ruin zamienianych w Cepelie, czego sztandarowym przykładem jest Achalciche (TUTAJ). Dlatego miłą odmianą jest napotkanie miejsca, które swoim ogromem i stopniem zachowania wzbudza podziw.


(źródło fotografii TUTAJ)

czwartek, 25 czerwca 2015

Wakacje po gruzińsku




Dziś zapraszam do wakacyjnej odsłony akcji "W 80 blogów dookoła świata", w której przyjrzymy się, w jaki sposób spędzają ten czas mieszkańcy różnych krajów. Zapraszam do udziału w naszej wirtualnej podróży!





Od kilku lat dla Polaków Gruzja stała się jednym z głównych kierunków urlopowych. A zastanawialiście się kiedyś, jak wakacje spędzają sami Gruzini? Prawdę mówiąc pisanie o tym jest dla mnie dosyć trudne. Po pierwsze, dla wielu ludzi tutaj wakacje niczym nie różnią się od każdego innego okresu w roku, no oczywiście poza tym, że dzieci nie chodzą do szkoły. Szczególnie na gruzińskich biednych wsiach nie zobaczy się tubylców masowo pakujących walizki i ruszających w świat- jeśli już to raczej Gruzini na stałe mieszkający za granica wracają w tym okresie do kraju. Po drugie okres wakacyjny to masowy napływ turystów do Gruzji i kto tylko może, stara się uszczknąć kawałek z tego tortu- zatem duża część tutejszych mieszkańców zajmuje się organizacją transportu, noclegów, jedzenia i innych atrakcji dla napływających gości, co jest często jedynym źródłem utrzymania dla całej rodziny i pozwala przetrwać do kolejnego sezonu turystycznego.

niedziela, 14 czerwca 2015

Tbiliskie ZOO pod wodą


Nie wiem, czy ktoś z Czytelników pamięta jeszcze "powódź stulecia" w Polsce w 1997 roku. Ja pamiętam ją dobrze, a jednym z wydarzeń, które utkwiły w mej pamięci jest Opole i hipopotam, który utopił się w falach zalewających teren ZOO. Dlaczego o tym wspominam? No cóż, popatrzcie na te zdjęcia z ulic Tbilisi:

źródło fotografii TUTAJ

środa, 3 czerwca 2015

Sighnaghi: Toskania, Chiny i Wenecja w jednym


Niewiele jak do tej pory poświęciłam miejsca najbardziej chyba słynnej części Gruzji, jaką jest owiana wręcz legendami- bo płynąca winem- Kachetia. Długo zastanawiałam się, jak opisać moje kachetyńskie wrażenia i w końcu postanowiłam podzielić je na kilka wpisów, bo inaczej chyba nigdy nie ruszyłabym do przodu, tak wiele i tak mieszanych emocji wiąże się dla mnie z tamtym regionem. Dzisiaj będzie o oddalonym o jakieś 120 na wschód od gruzińskiej stolicy Sighnaghi (gruz. სიღნაღი), miejscowości od której rozpoczęłam moją przygodę z Kachetią.

Sighnaghi latem- na pierwszy rzut oka prawie jak Toskania, prawda?

środa, 27 maja 2015

Jak Gruzini świętowali 26 maja


Nie tak dawno pisałam o gruzińskim hymnie (TUTAJ) i właśnie dzisiaj miałam okazję posłuchać go na żywo i to z bardzo podniosłej okazji, a mianowicie gruzińskiego święta 26 maja. Nie, nie chodzi o Dzień Matki! Uważni Czytelnicy pamiętają zapewne, że w Gruzji 26 maja obchodzone jest Święto Niepodległości (szczegóły TUTAJ) i właśnie z tej okazji gruzińska ambasada w Ankarze zorganizowała huczne przyjęcie. Oczywiście zaczęło się od wspomnianego już hymnu, oficjalnych przemówień i składania życzeń, ale później zapanowała iście gruzińska atmosfera. Ach, czegóż tam nie było! Dzieci (i dorośli) w strojach ludowych, charakterystyczna muzyka, Saperavi i Borojmi lejące się strumieniami, no i przede wszystkim główna (choć spontaniczna) atrakcja wieczoru- tradycyjne gruzińskie tańce! Popatrzcie zresztą sami.... Po tym wszystkim naszła mnie tylko jedna refleksja- dlaczego my narodowe święta traktujemy z tak śmiertelną sztywną powagą, zamiast cieszyć się kiedy jest ku temu naprawdę dobry powód?


Przywitał nas taki widok...

poniedziałek, 25 maja 2015

Tata to mama, czyli pięć ciekawostek o języku gruzińskim



Po raz kolejny zapraszam do posta napisanego w ramach akcji "W 80 blogów dookoła świata". Tym razem staramy się znaleźć po pięć ciekawostek ze wszystkich krajów biorących udział w akcji. U mnie możecie poczytać o języku gruzińskim, natomiast jeśli interesują Was inne kraje, zajrzyjcie do blogów, które wskazuję pod postem. Miłego odkrywania świata!




O języku gruzińskim i jego niesamowitej, fascynującej (a czasem frustrującej) odrębności wspominałam w swoich postach już kilka razy (na przykład TUTAJ i TUTAJ). Dzisiaj przyszedł czas na kilka ciekawostek z nim związanych, bo zapewne mało osób wie, że......

... język gruziński w obecnie używanej wersji alfabetu mchedruli nie odróżnia małych i wielkich liter. Mało tego, litery w wyrazie nie są w żaden sposób ze sobą połączone, każdą pisze się osobno. I jakby nawet tego było mało, litery w wersji pisanej odręcznie a wersji drukowanej mogą mocno się od siebie różnić. Między innymi dlatego tak ciężko jest nauczyć się płynnie czytać w tym języku!


Na szczęście drogowskazy na głównych trasach mają opisy w dwóch alfabetach,
w przeciwnym razie byłby nie lada problem, bo przeczytać szybko te "makarony"
jest  jak dla mnie prawie niemożliwe! 

(Swoją drogą ten znak kłamie- z miejsca gdzie stoi do Ankary jest ponad 1200km!)

wtorek, 12 maja 2015

Subiektywne gruzińskie TOP 5





Tym razem wpis powstał w ramach akcji Klubu Polki na Obczyźnie- przy okazji zatem zapraszam wszystkich TUTAJ aby dowiedzieć się więcej o fantastycznych pomysłach naszych rodaczek przebywających za granicą.





Uhhh, postawiono przede mną bardzo trudne zadanie- napisać o TOP 5 miejsc w Gruzji. Ciężko jest zrobić takie zestawienie, bo kryteria określenia co jest tak naprawdę naj- naj- naj- mogą być bardzo różne. No i wybranie tylko pięciu punktów jest takie trudne!!! Po dokładnym przemyśleniu sprawy postanowiłam podejść do listy w sposób typowo emocjonalny i uwzględnić miejsca, które nie są takie zupełnie anonimowe, ale z drugiej strony oprócz swojej urody dały mi też pozytywne emocje i szanse na wzięcie "drugiego oddechu", natomiast niekoniecznie są sztandarowymi turystycznymi atrakcjami Gruzji. Zapraszam!

wtorek, 5 maja 2015

Europa czy Azja?


Nie wiem jak to się stało, ale nigdy jeszcze nie pisałam o Gruzji jako takiej. Wiele informacji o kraju rozsypanych jest po różnych postach, ale właśnie zwrócono mi uwagę, że przydałaby się jedna spójna mapa z opisem, jak właściwie ta Gruzja wygląda i gdzie leży. Słusznie, zatem do dzieła!

Jak już chyba wszystkim wiadomo, Gruzja położona jest na Południowym Kaukazie, mając za sąsiadów od północy Rosję, od wschodu Azerbejdżan, a od południa Armenię i Turcję. Trwają szerokie dyskusje, czy jest to kraj europejski, czy azjatycki, a związane jest to z różnymi koncepcjami, gdzie właściwie biegnie linia podziału miedzy tymi dwoma kontynentami. Problem zilustrować może mapka poniżej- jak widać zależnie od przyjętego wariantu Gruzja jest położona albo cała w Europie, albo częściowo w Europie i częściowo w Azji, albo też całkowicie w Azji.

Kolor zielony – Europa; żółty – Azja; 
linia A – wariant przebiegu granicy, powszechnie uznawany w Polsce; 
B-J – inne warianty przebiegu granicy 
(źródło mapy: Wikipedia)


wtorek, 21 kwietnia 2015

Gruzja fontannami stoi


Kiedy na swój prywatny użytek nadawałam byłemu gruzińskiemu Prezydentowi przydomek "Misza Budowniczy", nie wiedziałam jeszcze, że doczekał się on już innego przydomku, z którego w dodatku był dumny- "Fontanna Pierwszy". A wszystko wzięło się z jego zamiłowania do tryskających wodą fontann i konsekwentnie wcielanego w życie pomysłu umieszczania ich wszędzie, gdzie to możliwe. Oto prezydencka wypowiedź z uroczystości otwarcia opery (i fontanny!) w Batumi w 2011 roku: "Niech nazywają mnie Fontanna I; to jest już może moja tysięczna fontanna, ale opery, fabryki, szkoły i centra kultury powinny być budowane razem z fontannami. To jest urzeczywistniający się sen, który uszczęśliwia prawdziwych patriotów!" (całe przemówienie w j. angielskim tutaj). 

No i faktycznie, czego jak czego, ale fontann w Gruzji nie brakuje. Mają różne kształty i style, pochodzą z różnych epok (choć większość jednak z epoki Miszy Budowniczego hojnie przeznaczającego na nie środki pomocowe) i trzeba przyznać, że robią wrażenie. Postaram się zatem ten fenomen sklasyfikować i pokazać trochę najbardziej charakterystycznych przykładów gruzińskich wodotrysków.

Najbardziej popularna jest fontanna podobna do wielkiego tortu, którą można spotkać w co najmniej kilku gruzińskich miejscowościach. Stawiana jest ona głównie na rondach, gdzie z racji swojego kształtu idealnie się wkomponowuje- Zugdidi czy Khasuri są tego dobrym przykładem, podobne konstrukcje spotkamy też w Batumi, Tbilisi i kilku innych miejscach.

Typowa fontanna-tort w centrum Zugdidi

środa, 8 kwietnia 2015

Koronkowy (k)raj


Choć nie mieszkam już w Gruzji, najwyraźniej kraj ten długofalowo zagościł w moim życiu i co jakiś czas w najdziwniejszy sposób daje o sobie znać. Ty razem tuż przed świętami wielkanocnymi otrzymałam przemiłe zaproszenie do Ambasady Gruzji w Ankarze na wystawę "Koronkowy Raj". I choć budynek Ambasady znajduje się w dosyć odległej od centrum okolicy, to z czystej ciekawości postanowiłam tam zawitać i odświeżyć gruzińskie wspomnienia.

Obowiązkowe flagi Gruzji i Turcji

środa, 25 marca 2015

Jak powstała Gruzja



Dzisiaj ponownie post w ramach akcji "W 80 blogów dookołświata". Tym razem tematem przewodnim są bajki dla dzieci z różnych krajów. Ja postanowiłam podejść do tematu dość swobodnie i zamiast bajek zaprezentować Wam najpopularniejszą gruzińską legendę, bez której nie da się tak do końca zrozumieć Gruzji i Gruzinów. Zapraszam serdecznie! 




Zastanawialiście się kiedyś jak powstała Gruzja? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, można oczywiście zacząć wgłębiać się w historię Kaukazu, cofając się mniej więcej do II tysiąclecia p.n.e., kiedy to obecne tereny Gruzji znane były pod nazwami Kolchida (na zachodzie) oraz Iberia (na wschodzie). Można następnie poczytać o tym, jak tereny te zostały podbite przez Cesarstwo Rzymskie, a później jako drugie na świecie przyjęły chrześcijaństwo za religię państwową. Można poczytać o gruzińskich złotych czasach między XI a XIII wiekiem, o późniejszej władzy Imperium Osmańskiego, o protektoracie Imperium Rosyjskiego, o Królestwie Kartlii i Kachetii oraz o Królestwie Imeretii... z ksiąg historycznych można wyczytać naprawdę wiele. Tylko, że dla przeciętnego Gruzina o wiele ważniejsza od faktów historycznych jest stara legenda mówiąca o tym, jak naprawdę doszło do powstania Gruzji.


Przy tak pięknych widokach można uwierzyć w legendę...


niedziela, 15 marca 2015

Portowe Poti


Kiedy pada zapytanie o największy port morski Gruzji, z reguły jako pierwsze skojarzenie na myśl przychodzi Batumi. Jedynie niewiele osób wie, że największy gruziński port wcale nie leży w Adżarii, a w Samegrelo, i nazywa się Poti (gruz. ფოთი). Niespodzianka, prawda? Ponieważ większość turystów przez Poti przejeżdża jedynie w drodze ze Swanetii do Adżarii i w dodatku zahacza tylko o obrzeża tego miasta, postanowiłam dzisiaj poświęcić mu kilka słów, bo trochę to smutne, że miejscowość o tak bogatych tradycjach popadła w kompletne zapomnienie.


Żurawie portowe widać z głównej drogi

czwartek, 5 marca 2015

Tavisupleba znaczy wolność


Jakiś czas temu pisałam o gruzińskiej muzyce (TUTAJ) i o jej lekkim, melodyjnym, unikalnym brzmieniu. Jakoś tak siłą rzeczy założyłam, że w podobnym klimacie utrzymana będzie najważniejsza pieśń państwowa Sakartvelo. A tu szok. Kiedy po raz pierwszy miałam okazję posłuchać gruzińskiego hymnu to zdumiałam się strasznie, bo chociaż słowa były z całą pewnością gruzińskie, to melodia i wykonanie nie kojarzyły mi się zupełnie z niczym. Zresztą posłuchajcie sami:

Uwaga, zaraz odśpiewany będzie hymn

środa, 25 lutego 2015

Gruzja od A do Z



Od kilku miesięcy obserwuję bardzo interesującą akcję "W 80 blogów dookoła świata" polegającą na tym, że co jakiś czas blogerzy piszący o różnych obszarach językowo-kulturowych skupiają się na jednym wspólnym temacie i pokazują go z perspektywy "swojego" języka lub kraju. Akcja wydała mi się na tyle ciekawa, że postanowiłam  włączyć się do jej najnowszej (już 11-stej) edycji. Zatem serdecznie zapraszam do przeczytania nie tylko mojego wpisu, ale również artykułów innych blogerów, do których linki podaję na samym końcu. 

Miłej zabawy!





Dzisiejszy post to tak naprawdę jedna wielka zabawa w skojarzenia. Wystarczy tylko pomyśleć o Gruzji i odpowiedzieć na pytanie "Co gruzińskiego przychodzi mi do głowy, gdy myślę o literze ...?" Poniżej moje odpowiedzi, a Czytelników gorąco zachęcam do zrobienia własnego zestawienia. Zaczynamy!





A to niewątpliwie gruziński ALFABET. Zupełnie niepodobny do jakiegokolwiek innego na świecie, według samych Gruzinów przypominający wijące się pnącza winorośli. Początkowo strasznie utrudniał mi życie, ale kiedy się go w końcu nauczyłam, wydał mi się całkiem uroczy.










B to dla mnie BORDŻOMI, charakterystyczna słonawa woda mineralna pochodząca z miejscowości o tej samej nazwie, cudowna na letnie upały (oraz na "syndrom dnia następnego"). Odkryłam,  że dostępna jest także w Polsce, ale za koszmarne pieniądze :(

C to CZACZA- silna i paskudna w smaku wódka z winogron produkowana często domowymi sposobami i pita przez miejscowych jak soczek. Osobiście stałam się kilkakrotnie ofiarą "czacza ambush" i przeżyłam chyba tylko dzięki intensywnej kuracji literką "b".


D to gruzińskie DROGI pełne niespodzianek: od wypasionej prawie_autostrady po wyboiste i błotniste nie_wiadomo_co. Rzeczone drogi lubią bez ostrzeżenia zmieniać się w stos kamieni lub głębokie dziury, a najfajniej jest, gdy dzieje się to w wysokich górach tuż nad urwiskiem.




E to rzeka ENGURI (w innej wersji Inguri) spływająca z gór Swanetii i oddzielająca Gruzję od Abchazji. W górnych partiach daje przepiękne widoki, w dolnych przyprawia o ból głowy niesionymi ze sobą do morza tonami śmieci.

F to wszechobecne, dumnie powiewające FLAGI- zarówno gruzińskie, jak i Unii Europejskiej. Po namyśle dochodzę do wniosku, że flag UE widzialam w Gruzji zdecydowanie więcej niż widuję w Polsce.

G to nic innego jak GÓRY, których Gruzja ma pod dostatkiem. Przepiękne pasma Małego lub Wielkiego Kaukazu widać praktycznie z każdego miejsca w Gruzji, a to, co można zobaczyć gdy człowiek już w te góry dotrze, zapiera dech w piersiach!








H to HAŁAS gruzińskiej ulicy. Trąbienie, pisk opon, pokrzykiwanie, ryk silników, ogłoszenia z policyjnych radiowozów, muzyka- to wszystko miesza się w powietrzu i nieustajaco drażni nasze bębenki. Ale spokojnie, można się przyzwyczaić!

I to po prostu literka I, która nie kojarzy mi się z żadnym konkretnym wyrazem, ale jest jej wszędzie pełno i bez niej język gruziński absolutnie nie mógłby istnieć.

J to gruzińskie JEDZENIE- nieśmiertelne chaczapuri, chinkali, sałatki pomidorowo-ogórkowe, bakłażany, zapiekany ser sulguni i czerwona fasola lobio. Fajne na kilka dni, strasznie idące w biodra w systemie długofalowym.



K to oczywiscie KROWY. Łażące wszędzie samopas, śpiące na drogach (najchętniej tuż za zakrętem), posłusznie same wracające do zagród i czasem sprawiające wrażenie mądrzejszych od swoich właścicieli.








L to LARI, gruzińska waluta. Przez długi czas bardzo stabilna, chwilowo straszliwie tracąca na wartości w związku z wariującym kursem dolara.

M to oczywiście szalone MARSZRUTKI mknące z prędkością światła po gruzińskich drogach niezależnie od ich stanu i pogody, z dowolnym  ładunkiem na dachu. Jak to trafnie określił mój kolega- ich kreatywność ograniczona jest jedynie wysokością tuneli w górach.

N to NARDI, kultowa gra tutejszych mężczyzn. Raz dla żartu zostałam dopuszczona do rozgrywki, znudziło mi się po pięciu minutach. Tubylcy natomiast potrafią przesiedzieć nad planszą pół dnia.



O to pachnące OWOCE, najchętniej zrywane prosto z gałęzi- mandarynki, kiwi, pomarańcze, figi, khurma, jabłka, morwa....










P to wszechobecna POLICJA, która zatrudnia chyba z 1/4 męskiej populacji. Głównym jej zadaniem jest jeżdżenie w kółko radiowozem lub alternatywnie siedzenie na ławce i dłubanie pestek słonecznika. Ale nie powiem, kilka razy nawet się nam przydała- pokazując drogę do monastyru czy pomagając koleżance zmienić koło w samochodzie terenowym ;-)

R to RELIGIA, bardzo mocno obecna w gruzińskiej codzienności. Krzyże, pomniki świętych, ogromne monastyry i publiczne ceremonie religijne to tutaj normalność.

S to niejaki STALIN, który z racji gruzińskiego pochodzenia dorobił się gigantycznego muzeum w Gori i mnóstwa innych upamiętniających go miejsc. Wbrew oficjalnej wersji, spora część z nich przetrwała do dzisiaj.

T to jak by nie patrzeć TBILISI- gruzińska stolica w irytujący sposób nazywana przez naszych rodaków Tibilisi. Miasto pełne kontrastów pomiedzy starym i nowym, zadbanym i podupadłym, bogatym i biednym.



U to gruzińskie ulubione zajęcie- UCZTOWANIE. Każdy posiłek (a już na pewno taki, w którym uczestniczą goście) ma tutaj tendencję do przekształcania się w wielogodzinną biesiadę z górą jedzenia i mnóstwem toastów.












W to koniecznie WINO. Wytrawne czerwone Saperavi, białe półsłodkie Kisi i Tvishi, czerwone słodkie Kindzmarauli, a oprócz tego jakieś 100 innych miejscowych odmian... Mmmmm, rozmarzyłam się.....

Y yyy, no dobra, w kwestii Y nic mi nie przychodzi do głowy. Ale może ktoś coś znajdzie?



Z to dla mnie już na zawsze będzie ZUGDIDI, miejsce nieco na końcu świata, przez kogoś o chorym poczuciu humoru nazwane "subtropical paradise", w którym spędziłam 27 miesięcy próbując ogarnąć gruzińską rzeczywistość.









Linki do pozostałych wpisów w ramach akcji:

A jeśli ktoś z Was też jest autorem językowo-kulturowego bloga i chciałby się przyłączyć do naszej grupy, zachęcam do kontaktu pod adresem e-mailowym blogi.jezykowe@gmail.com.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Gruzińska filmoteka


Kilkanaście dni temu Polskę obiegła informacja, że nasza produkcja "Ida" nominowana została do Oskara w kategorii "film obcojęzyczny". Podobna euforia wybuchła w Gruzji gdy okazało się, że w tej samej kategorii nominację otrzymał gruzińsko-estoński film "Mandarynki". Może to strasznie nie-patriotyczne, ale kibicuję "Mandarynkom" i cieszę się, że akurat ten film został w taki sposób wyróżniony. Jest to bowiem obraz bardzo specyficzny, z jednej strony opowiadający o wojnie, a z drugiej tchnący spokojem i dający czas na refleksję. Fabuła jest dosyć prosta: Lata 90-te XX wieku, trwa wojna w Abchazji. Ivo i Margus, dwaj właściciele sadów mandarynkowych, przypadkowo są świadkami potyczki między wrogimi grupami i ratują od śmierci dwóch mężczyzn walczących po wrogich stronach. W efekcie w małym drewnianym domku zamieszkują dwaj śmiertelni wrogowie, którzy wykorzystują każdą okazję, aby sobie nawzajem okazać nienawiść i pogardę. Na tle tych kipiących emocji oraz toczącej się tuż za płotem wojny niesamowity jest spokój i filozoficzne podejście do życia hodowców mandarynek, którzy powoli, ale konsekwentnie "zaszczepiają" w swoich gościach nowe podejście do świata. Nie chcę psuć wrażeń z oglądania, więc nie zdradzę więcej fabuły, powiem tylko, że sceny finałowe mocno trzęsą emocjami. Cały film "Mandarynki" w wersji polskojęzycznej zobaczyć można online TUTAJ ,  a dla zachęty wklejam zwiastun:





Zupełnie inaczej jest w przypadku dwóch filmów opowiadających o konflikcie sierpniowym 2008- gruzińskiego "5 dni wojny" i rosyjskiego "Olympus inferno". Oba to typowe produkcje kina akcji. Ciekawy efekt osiąga się oglądając je tuż po sobie, np. dzień po dniu, bo są one jakby zwierciadlanym odbiciem tej samej historii. W skrócie- w obu występuje para młodych ludzi, którzy przypadkiem zostają wplątani w nagle wybuchłe działania wojenne. W obu pokazane są okrucieństwo i dramat ludzi, w obu głowni bohaterowie starają się pokazać światu "prawdę" o toczącej się wojnie. Tyle tylko, że ta "prawda" jest całkowicie różna w zależności od perspektywy i założeń ideologicznych, z jakimi filmy były kręcone. Mnie osobiście bardziej przypadł do gustu "Olympus inferno"- bynajmniej nie ze względu na kontekst polityczny, a na sposób realizacji i prowadzenia bohaterów przez film. Niestety, w Polsce wyświetlany był tylko jedynie słuszny politycznie gruziński "5 dni wojny", ale chcę dać moim Czytelnikom szansę obejrzenia obu filmów i zdecydowania samemu: "Olympus inferno" (po rosyjsku) dostępny jest TUTAJ, a "5 dni wojny" (po angielsku) TUTAJ .




Kadr z filmu "Olympus inferno"

 



Kadr z filmu "5 dni wojny"































Żeby jednak urozmaicić nieco tę moją gruzińską filmotekę i wyzwolić się z kręgu filmów wojennych, na koniec chcę przedstawić też gruziński obraz z zupełnie innej kategorii. W Europie można go było zobaczyć po tytułem "In Bloom" (w Polsce- "Rozkwitające"). Tbilisi lat 90-tych, świat nastolatek zamkniętych w ponurym blokowisku, bez nadziei na zmiany, kolejki za chlebem, główna rozrywka to dziewczęce plotki i popalanie cichaczem papierosów. W tym wszystkim nieśmiało rodzą się typowe dla nastolatek uczucia i zauroczenia, a jednocześnie gruzińska tradycja pcha zupełnie gdzie indziej- akceptowane społecznie porwanie dziewczyny oznacza, że nie mając za bardzo innego wyboru 14-latka wychodzi za mąż. Z roześmianego dorastającego dziecka z dnia na dzień ma stać się panią domu, której jedynym zadaniem jest dbanie o męża i pilnowanie, aby był zadowolony. Jak się pewnie domyślacie, to nie może się skończyć dobrze......  Film może oskarowy nie jest, ale bardzo wyraziście pokazuje Gruzję lat 90-tych i gruzińską mentalność (która do tej pory aż tak bardzo się nie zmieniła!). Zwiastun filmu poniżej:




Jako ciekawostkę dodam jeszcze informację praktyczną- ten ostatni film oglądałam w kinie Amirani przu ul. Kostava w Tbilisi, gdzie co jakiś czas natrafić można na filmy puszczane po angielsku lub z angielskimi napisami- a zatem gdyby ktoś podczas pobytu w Gruzji zatęsknil za filmową rozrywką, to warto sprawdzać repertuar tego kina. 

piątek, 30 stycznia 2015

Podziemne miasto króla Tamar

Gruzja oferuje wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, w dodatku rozrzucone są one dokładnie po całym kraju. Dlatego bardzo długo trwało, zanim na moim celowniku znalazła się do jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych- skalne miasto Vardzia (ვარძია) w regionie Samcche-Dżawachetia. Znajduje się ono w odległości około 60km (1,5 godziny jazdy) za Achalciche i już sam dojazd do niego jest przepiękny, zatem warto odbyć tę drogę choćby już dla niezapomnianych widoków. Mnie się tak spodobało, że odwiedziłam Vardzię trzykrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego.


Gdzieś za tymi górami jest już Turcja
Różnorodne formy skalne po obu stronach trasy


Taka droga aż zaprasza do przygody

Przed wizytą w Vardzi miałam okazję zwiedzać inne gruzińskie kamienne miasto, (http://innagruzja.blogspot.com.tr/search/label/Upliscyche), dlatego niezupełnie byłam przygotowana na to, co tym razem zastałam na miejscu. W odróżnieniu bowiem od Upliscyche, które rozciągnięte jest w poziomie, Vardzia ukształtowana jest jakby kompaktowo i w pionie. Trzeba wgłębić się w jej historię, żeby zrozumieć, dlaczego tak jest.
Pierwsze pieczary w miękkiej skale powstały prawdopodobnie już w VIIIw., natomiast około 1185 roku rozpoczęło się budowanie całego kompleksu mieszkalnego. I choć trudno w to uwierzyć, 13 poziomów komnat i sal (łącznie około 3000!) zbudowano całkowicie pod ziemią, nie zapominając o systemie dostarczania wody i powietrza. Jedyne wyjścia na powierzchnię znajdowały się w sporej odległości, tunele wiodły bowiem aż nad brzegi rzeki Kura. Fundatorem i opiekunką całego projektu byłą Tamar, która jako król (dlaczego król a nie królowa? odpowiedź znajdziecie tutaj http://innagruzja.blogspot.com.tr/2014/03/marzec-miesiacem-kobiet.html) postanowiła zadbać o bezpieczeństwo swojego ludu w czasie najazdów mongolskich pustoszących okolicę. W podziemnym mieście mogło schronić się nawet do 60 tysięcy osób, a oprócz komnat typowo mieszkalnych była tam między innymi kaplica, klasztor i sala tronowa. Niestety w 1283r. potężne trzęsienie ziemi sprawiło, że kompleks skalny rozpadł się, górna jego część runęła, a około 2/3 pomieszczeń uległo zawaleniu i całkowitemu zniszczeniu. Tak więc to, co oglądamy dzisiaj, jest tak naprawdę przekrojem przez pierwotną budowlę z czasów króla Tamar, która nigdy nie miała ukazać się ludzkim oczom w takim kształcie.


Kolory i kształty skał wyraźnie pokazują, gdzie nastąpiło osuwisko

Do dnia dzisiejszego w skalnym mieście zachowało się około 300 pomieszczeń, jednak część kompleksu jest niedostępna dla zwiedzających, gdyż pełni funkcję męskiego klasztoru. Vardzię zwiedzać można przez cały rok, choć ja osobiście rekomenduję późną wiosnę lub wczesną jesień (brak tłumów i szczególnie malownicze widoki). Po zapłaceniu 3 lari za wstęp, trzeba najpierw wspiąć się stromą ścieżką pod górę, aby w końcu dotrzeć do fragmentów dawnych komnat i zacząć przemieszczać się po jednym z kilku ocalałych poziomów mieszkalnych. Same komnaty mają głównie mało oryginalną postać wielkich skalnych jam, ale za to rozciągający się z góry widok na dolinę rzeki Kury zapiera dech w piersiach. Dalej dociera się do całkiem nieźle zachowanej skalnej kaplicy z pięknymi freskami, gdzie trzeba zdecydować się czy idzie się dalej na powierzchni, czy też chce się zagłębić w wąskie i raczej niskie skalne tunele. Obie opcje mają swoje zalety: ta na powierzchni pozwala podziwiać widoki, trasa podziemna pokazuje za to, jak wyglądały przejścia pomiędzy komnatami, tunele i schody. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby trasę odbyć dwukrotnie i połączyć oba rodzaje wrażeń.  Końcowa część zwiedzania jest najmniej przyjemna, droga prowadzi kamiennym tunelem ostro w dół, stopniami o bardzo nieregularnych kształtach, w dodatku nie wszędzie jest się o co podeprzeć. (Jeśli ktoś jeszcze nie wysnuł tego wniosku, to podpowiadam- po Vardzi poruszać się należy wyłącznie w wygodnym, płaskim obuwiu o dobrze przyczepnych podeszwach!) 

W górnym lewym rogu widać parking- stamtąd startujemy, dalej już tylko na pieszo!

Po wdrapaniu się tutaj zaczyna się właściwe zwiedzanie

Trochę jak ser szwajcarski ;-)

Wejście do sali kościelnej
Tylko wyjątkowi zapaleńcy odwiedzają wszystkie dostępne sale
Paniom w butach na obcasach życzymy powodzenia ;-)

Za tą bramką zaczynają się cele klasztorne


Trasa pod ziemią wiedzie wąskimi i niskimi korytarzami

Setki wykutych w skale stopni

Widać, że przynajmniej niektóre komnaty były całkiem wykwintne




















W okolicy Vardzi znajdują się jeszcze inne ciekawe kompleksy, jak choćby skalny klasztor Vanis Kvavebi czy ruiny twierdzy Tmogvi. Przyznam, że ja ich nie zwiedzałam, ale zapaleni turyści mają tu wielkie pole do popisu!


Skalny kościółek z klasztoru Vanis Kvavebi

Zmiana perspektywy- spróbujcie teraz odnaleźć ten kościółek tutaj!

P.S. Po raz kolejny dziękuję za udostępnienie części zdjęć Andrzejowi, Jarkowi i Horstowi!