piątek, 27 lipca 2012

Ulica Stalina

Pewnego dnia spacerując po centrum "mojego" Zugdidi z lekkim zaskoczeniem odkryłam tabliczkę oznajmiającą, że znajduję się na ulicy Stalina. Właściwie dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że faktycznie Józef Stalin był Gruzinem (jego prawdziwe nazwisko to Josif Vissarionowicz Dżugaszwili- prawdziwie gruzińskie, prawda?) Co ciekawe, mimo zmiany ustroju stosunek do niego tutaj w Gruzji wcale nie jest negatywny. Jeszcze do niedawna w Gori, miejscu jego urodzenia, w centrum miasta stał dumnie jego wielki pomnik. No cóż, nazwa ulicy nazwą ulicy, ale w prawdziwe zdumienie wprawiło mnie, gdy jakiś czas temu w trakcie rozmowy z jednym z moich gruzińskich znajomych dowiedziałam się, że postać Stalina właściwie do tej pory przedstawiana jest w gruzińskiej historii jako dobrego i silnego przywódcy, dzięki któremu kraj wzmocnił się i unowocześnił, natomiast kompletnie pomijane jest to wszystko, czego o Stalinie każdy z nas dowiaduje się na lekcji historii. Obecnie może jego postać nie jest już gloryfikowana, ale nadal jej delikatnie mówiąc "ciemne strony" nie są tematem zbyt publicznie poruszanym. 
Niedawno miałam okazję przejeżdżać przez Gori i z czystej ciekawości zatrzymałam się przy działającym do tej pory muzeum Stalina. Budynek jest rzeczywiście imponujący i bardzo reprezentacyjny, a niemała jak na tutejsze warunki cena za zwiedzanie muzeum- 15 lari- świadczy o jego wysokim statusie. Pani w kasie z dumą oznajmiła, że cena obejmuje nie tylko samo muzeum, ale także dom Stalina i wagon, którym podróżował (faktycznie, stoją one w parku otaczającym główny budynek). Łatwo sobie wyobrazić, że jeszcze niedawno obiekt był obowiązkowym punktem wielu wycieczek szkolnych czy zakładowych, zresztą muzeum samo w sobie tchnie duchem minionej epoki. Podobno teraz też cieszy się sporym zainteresowaniem, przy czym zmienił się profil odwiedzających, bo jest ono atrakcją głównie dla turystów, którzy komunizm znają jedynie z telewizji. 








P.S.- Ulica wspomniana na początku właściwie obecnie nazywa się "ulica Pabiedy", czyli "Zwycięstwa", ale i tak tubylcy nadal nazywają ją Stalina.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Ekologia po gruzińsku

Przez ostatnie kilka dni w "moim" regionie Gruzji non stop leje deszcz. I nie jest to taki byle deszczyk, ale porządna ulewa i intensywne burze. Plus sytuacji jest jeden- ochłodziło się do bardzo przyjemnych 23 stopni. Minusów sytuacji jest za to sporo- od podtopień domów i dróg zaczynając, po rwące i wezbrane rzeki, zanieczyszczone studnie i trudności w pokonywaniu części chodników. W związku z deszczem ujawniły się też w całej swojej okazałości luki w gruzińskiej koncepcji obchodzenia się ze śmieciami. Lokalna ludność pozbywa się bowiem odpadów na dwa główne sposoby- albo paląc je w przydomowych ogródkach, albo wrzucając je do rzeki. W tej chwili wzburzona woda porywa wszystko, co jest w jej zasięgu i z ogromnym impetem wypluwa to do morza. Rzeka wygląda okropnie, na jej powierzchni kłębią się stosy plastikowych butelek, opakowań i nie wiadomo czego jeszcze. A gdy się stanie na brzegu morza, od razu widać miejsca w którym jego błękitne wody mieszają się z brunatnym strumieniem płynącym od gór.





Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cały ten ładunek morze unosi ze sobą, a prędzej czy później wyrzuci na plażę i zostawi na brzegu. A to już nie jest zabawne, bo przepiękne z założenia plaże wyglądają koszmarnie i znaleźć można na nich wszystko- części ubrania, plastikowe odpady, szkło i rozmaite bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że miałabym na taką plażę wybrać się np. z kilkuletnim dzieckiem..... 


Najdziwniejsze jest dla mnie jednak to, że najwyraźniej miejscowym to nie przeszkadza. Rodzinka siedząca na plaży pośrodku stosu śmieci to zupełnie normalny widok. Niestety zupełnie normalnym widokiem jest też ktoś idący po ulicy i wyrzucający pod nogi butelkę po napoju lub jakieś inne opakowanie. Teraz bujna zieleń przesłania stosy śmieci walające się wszędzie na poboczach, ale zimą widok jest naprawdę przygnębiający. Mam nadzieję, że te przyzwyczajenia rodem z poprzedniego ustroju- gdzie wszystko pakowano w gazetę, więc jak się ją wyrzuciło w krzaki to i tak po pierwszym deszczu się rozpuściła nie czyniąc żadnej szkody- powoli będą odchodzić w zapomnienie, bo największym atutem Gruzji jest naprawdę przepiękna natura i szkoda by było to zmarnować.