piątek, 28 lutego 2014

Wstydliwa sprawa


W związku z Igrzyskami Olimpijskimi w Soczi w internecie pojawiło się wiele zdjęć i komentarzy autorstwa osób, które po raz pierwszy zetknęły się z ta częścią świata. Jednym z głównych zaskoczeń była kwestia nieco wstydliwa, a mianowicie obrazki pokazujące dziwne zasady związane z funkcjonowaniem toalet. Świat się zdziwił, świat się pośmiał... a ja przypomniałam sobie, jakim szokiem było dla mnie na początku przyzwyczajenie się do korzystania z gruzińskich urządzeń sanitarnych, które najwyraźniej mają wiele wspólnego z tymi olimpijskimi.

Pierwsza i zasadnicza sprawa, do tej pory budząca moje opory, to kwestia korzystania z papieru toaletowego. Z jakiegoś nie do końca zrozumiałego dla mnie powodu zużytego papieru nie powinno się bowiem wrzucać do toalety, a do kosza stojącego obok. Kosz jest z reguły bez pokrywy, więc widok jest delikatnie mówiąc niesympatyczny. Zastanawiałam się, czy może źródłem problemu są jakieś stare zapychające się rury, ale chyba jednak nie o to chodzi, bo nawet w miejscach nowo budowanych można natknąć się na informację o zakazie wrzucania papieru toaletowego do ubikacji. (Dla dociekliwych: nie raz odruchowo wrzuciłam papier do toalety, spłukałam, nic się nie zapchało ani nie wybuchło, więc kwestia ta nadal pozostaje dla mnie tajemnicą).


Instrukcja na lotnisku w Tbilisi...


... a tak to wygląda w praktyce

D
ruga sprawa to powszechność budowania toalet w stylu "tureckim", czli po prostu nieco bardziej wyrafinowanej dziury w podłodze. I znowu nie mam pojęcia skąd się to bierze, bo raczej nie z kwestii kulturowych- do tej pory przekonana byłam, że takie toalety typowe są raczej dla krajów muzułmańskich. O ile jeszcze w starych budynkach taki wynalazek rozumiem, o tyle w nowych wypasionych knajpach jakoś to dziwnie wygląda. No ale ok, co kraj to obyczaj.


Toaleta w całkiem wydawałoby się przyzwoitej restauracji w Kutaisi


Na koniec jeszcze krótkie nawiązanie do "toalet zespołowych" z których śmiali się dziennikarze w Soczi. Hm, cóż zatem powiedzieć o takiej zbiorczej DAMSKIEJ toalecie w szkole w Zugdidi?


To się nazywa brak tajemnic!


 

środa, 19 lutego 2014

Raj dla kierowców, czyli zmiana perspektywy

Jakiś czas temu policzyłam, że w czasie mojego pobytu w Gruzji przejechałam co najmniej 55 tysięcy kilometrów za kierownicą. Dużo to czy mało- nie wiem. Na początku byłam przerażona i spanikowana, przejazd przez Tbilisi przyprawiał mnie o nerwowe drżenie całego ciała, każde 100km  trasy było jak wygrana bitwa.  Wszystko jednak zmienia się z upływem czasu i choć nadal za kierownicą mam oczy dookoła głowy, to ogólnie czerpię przyjemność z samochodowych wypraw. Nie tak dawno naszła mnie ponadto refleksja, że tak naprawdę wszystko jest kwestią wewnętrznego nastawienia i w sumie w Gruzji kierowcy mają zdecydowanie mniej stresów niż w Europie. Z zasady bowiem kompletnie nie muszą przejmować się surowo u nas traktowanymi przepisami. Pasy na drodze? Jakie pasy, nawet policja radośnie przejeżdża tuż przed nosem ludzi próbujących się przedostać na drugą stronę (offtopic: przechodzenie przez ulicę przypomina słynną komputerową grę w żabkę- najpierw jeden pas, czekanie między sznurami pędzących samochodów, drugi pas itd.). Zatrzymywanie się aby wysadzić pasażera/ pogadać ze znajomym z auta obok/ zabrać kogoś? Proszę bardzo, w dowolnym miejscu, łącznie ze środkiem skrzyżowania i oczywiście bez dawania jakichkolwiek sygnałów kierunkowskazem. Parkowanie? Oooo, to jest chyba w Gruzji najfajniejsze. Parkuje się bowiem w sposób nader dowolny. Nie mam tu najmniejszego problemu z ustawianiem się gdzieś moim wielkim, mało zwrotnym autem, po prostu zostawiam je w mniej-więcej bezpiecznym miejscu (inaczej mogę stracić lusterka) i już. Gruzini są w te klocki jeszcze lepsi, z wrodzonego przymusu bycia pierwszymi (plus lenistwa na skalę niewyobrażalną) parkują beztrosko dosłownie w drzwiach sklepu/urzędu/szkoły nawet jeśli kawałek dalej będzie hektar pustego parkingu. A że na przykład piesi nie zmieszczą się na chodniku? Co to kogo obchodzi, niech sobie radzą! Że inny samochód nie przejedzie? A kogo to obchodzi, grunt, że moje auto stoi! Przecież jak załatwię swoje sprawy, to przyjdę i samochód zabiorę, o co chodzi? Że niby przesadzam? No cóż, nie dalej jak dwa tygodnie temu facet zastawił mnie dokumentnie, po czym poszedł robić zakupy. Kompletnie nie zrozumiał, dlaczego wściekła go dopadłam i zażądałam możliwości wyjazdu, przecież po pierwsze jak zrobi zakupy i wypali papierosa to przyjdzie, a po drugie gdzie niby miał zaparkować, 20 metrów dalej to już zdecydowanie za daleko!


Nie dosyć, że na chodniku, to jeszcze blokując wjazd do bocznej uliczki- brawo!

Wersji parkowania na chodniku jest jak widać wiele

No przecież pieszy przeciśnie się koło drzewa, o co chodzi?

Kto powiedział, że nie wolno parkować na pasach?
Hm, no prawie się zmieściłem, prawda?

Zakaz? Jaki zakaz???

Wisienką na torcie jest system wypracowany w Tbilisi, gdzie z powodu kompletnego braku miejsca samochody parkują na chodnikach. Przy czym aby się na miejsce parkingowe dostać, muszą spory kawałek po chodniku przejechać, bo dostęp jest nie od strony jezdni, a jakby równolegle do niej. Oczywiście po chodniku też jedzie się trąbiąc i rozganiając pieszych na boki, a co! 


Tbilisi- tak, tak, to jest CHODNIK!

Zugdidi- nie widać tego na zdjęciu ale to auto radośnie sobie JEDZIE.
Hm, pewnie przybysz ze stolicy ;-)

Boję się tylko jednego- co będzie po moim powrocie do Polski? Mam nadzieję, że uda mi się powściągnąć nabytą tutaj niefrasobliwość i znowu zacznę zatrzymywać się przed pasami i parkować grzecznie w wyznaczonych miejscach, pilnie zwracając uwagę na znaki drogowe oraz szanując współużytkowników dróg......

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowa frustracja

Uprzedzam uczciwie- dziś będzie niemiło i zjadliwie. Miało być inaczej i o czym innym, ale jak zwykle życie zweryfikowało moje pomysły i muszę, no po prostu muszę dać upust frustracji i wściekłości!
Wszystko zaczęło się niewinnie, wybrałam się na spacer do parku. Zaczyna się już nieśmiało pokazywać wiosna, ptaki śpiewają jak szalone, pokazują się pierwsze listki i kwiaty... jednym słowem sielanka. 


Pierwsze tegoroczne kolory wiosny!

Wychodząc z parku od strony nowo budowanego skweru (czyli betonowej pustyni ku rozpaczy wielu tworzonej za ogromne pieniądze z dawnego stadionu sportowego) zobaczyłam grupkę bardzo czymś zajętych gruzińskich nastolatków. Okazało się, że przy pomocy farb w spray'u tworzą właśnie wielki walentynkowy baner z obowiązkowym czerwonym sercem i wyznaniem miłości. Cóż za cudy pomysł, prawda? Szkoda tylko, że po namalowaniu serca i pozostałych elementów postanowili wypsikać resztę spray'u bazgrząc swoje imiona na murku na nowo powstającym skwerze! W biały dzień, w środku miasta. Mało tego, jeśli ktoś uważnie czytał moje wcześniejsze posty, (http://innagruzja.blogspot.com/2013/03/szklane-domy.html) to wie, że w Gruzji roi się od różnego rodzaju patroli policyjnych- i tak, tak, wszystkiemu przyglądał się ze znudzoną miną umundurowany policjant!!! Siedział dosłownie kilka metrów od rzeczonego murku, bawiąc się telefonem komórkowym, natomiast jego kolega kawałek dalej zajęty był jednym z ulubionych sportów tutejszych patroli, czyli jedzeniem pestek słonecznika. Próbowałam nawet przez chwilę zwrócić ich uwagę na dziejąca się na ich oczach sytuację, ale jeden odwrócił się plecami, a drugi uciekł.


Pierwsze wrażenie całkiem pozytywne- starają się chłopcy......

..... szkoda tylko, że starania poszły za daleko i przestało być miło :(

...a Dzielny Pan Policjant siedzi niewzruszony, ech.....

Sytuacja wkurzająca, ale jednocześnie jakaż cudna kwintesencja funkcjonowania państwa gruzińskiego! W tym kraju wszystko jest na pokaz i wszystko robione jest byle jak, bez głębszej myśli. Może ktoś mi wyjaśni, po co ten kraj wydaje tak na oko jakąś 1/3 budżetu na służby policyjne, skoro są one w praktyce bezużyteczne? Ja rozumiem, że umundurowani chłopcy fajnie wyglądają na ulicach i dają złudne poczucie bezpieczeństwa, jednak może sensowniej byłoby poustawiać wszędzie makiety, które będą mniej więcej tak samo użyteczne a zdecydowanie tańsze w utrzymaniu?

środa, 5 lutego 2014

Między Zugdidi a Soczi


Jest taki obszar na mapie, leżący pomiędzy Zugdidi a Soczi, który zależnie od języka nazywany jest Apsny, Abkhazeti lub po prostu Abchazja. Status tego obszaru zależny jest od perspektywy, z jakiej się na niego patrzy- dla Rosji, Wenezueli, Nikaragui, Nauru, Tuvalu i samej Abchazji jest to odrębne niepodległe państwo, oficjalne stanowisko reszty świata (w tym Polski) mówi o części Gruzji okupowanej przez Rosjan. Stanowczo nie chcę wdawać się w polityczne spory i mam nadzieję, że czytelnicy tego posta też nie dadzą się ponieść w tym kierunku, chciałabym jednak uchylić rąbka tajemnicy, jaką dla większości turystów stanowi ten kawałek mapy.  



Mapa pochodzi ze strony
http://jozefdarski.pl/6925-abchazja-i-rejon-gali-stuktura-etniczna-podzial-administracyjny-mapy

Abchazja składa się z siedmiu regionów (Galski, Tkwarczelski, Oczamczirski, Gulripszski, Suchumski, Gudaucki i Gagrski), zamieszkanych przez etnicznych Abchazów, Gruzinów, Ormian, Turków, Greków i śladowe ilości innych nacji- łącznie około 241 tysięcy ludzi, przy czym im bardziej człowiek przemieszcza się z południa na północ, tym mocniej widać, jak wpływy gruzińskie ustępują miejsca rosyjskim. Jednak tak naprawdę obecnie Abchazja to ani Gruzja, ani Rosja, to państwo w miniaturze, posiadające własny język, parlament, rząd, prezydenta, wydające wizy i nawet teoretycznie posiadające własną walutę (Apsar)- choć akurat tej waluty nikt nigdy w obiegu nie widział, bo płaci się w rublach rosyjskich. (Przy okazji mała uwaga praktyczna- w Abchazji praktycznie nie działają bankomaty ani karty kredytowe, należy mieć zawsze ze sobą gotówkę!). Jeśli chodzi o język, to abchaski opaty jest na alfabecie cyrylicznym z drobnymi modyfikacjami, jest bardzo gardłowy, a jego zabawną cechą jest to, że ogromna ilość słów brzmi bardzo znajomo, ma jedynie dodaną z przodu literkę "a", np. Arespublika, Amuzej, Acement, Akomputer, Arestoran. Drugim językiem urzędowym jest rosyjski i dlatego sklepy, reklamy, czy szyldy instytucji są z reguły napisane w obu tych językach. 


Acement, Ainternet... ależ ten abchaski jest prosty!

Faktyczna waluta Abchazji- ruble rosyjskie

Program sponsoruje literka A ;-)


Flaga Abchazji składa się z biało-zielonych pasów symbolizujących współegzystowanie chrześcijaństwa (biel) i islamu (zieleń). W lewym górnym rogu umieszczona jest prawa dłoń i siedem gwiazd stanowiących symbol siedmiu abchaskich regionów. Herb Abchazji to biało-zielona tarcza ze złotym jeźdźcem posyłającym strzałę ku niebu. 




 
Przed wojną (pisząc "wojna" mam na myśli abchasko-gruziński konflikt zbrojny z lat 1992-1993) Abchazja znana była przede wszystkim jako jeden wielki kurort nadmorski, a Suchumi, Picunda, Gudauta i Gagra były najpopularniejszymi i najpiękniejszymi miejscami do wypoczynku nad Morzem Czarnym, przy których daleko w tyle zostawała południowa część wybrzeża Gruzji łącznie z Batumi. Obecnie turystyka znowu zaczyna się rozwijać, choć z oczywistych względów głównie z kierunku rosyjskiego, a nadmorskie miejscowości powoli odżywają. Plaże są czyste, a hotele oferują coraz lepszy standard (niestety duch socjalizmu jeszcze przypomina o sobie dosyć często). Zachodnia część Abchazji to góry, jednak tam obcokrajowcy nie zapuszczają się zbyt często, bo baza turystyczna kompletnie nie istnieje. 


Być jednocześnie nad morzem i w górach, cóż za luksus!

Słynne hotele w Picundzie

Jak dobrze się przyjrzeć, to z plaży w Gagrze widać już Soczi
















 

Kilka słów o tym, co w Abchazji zobaczyć może turysta. Oczywiście zacząć warto od stolicy- Suchumi. Poza pięknym nadmorskim bulwarem odwiedzić warto mały, ale zadbany ogród botaniczny w centrum miasta, ciekawym choć nieco przygnębiającym doświadczeniem jest też wizyta w instytucie zajmującym się hodowlą i badaniem małp. Według opowieści personelu, w okresie tuż przed wojną badano możliwości stworzenia wolno żyjącej kolonii tych zwierząt, po czym gdy rozpętały się walki i przyszedł front, małpy z tej kolonii uciekły w abchaskie góry i żyją tam do tej pory, często żywiąc się tym, co znajdą na pobliskich polach, więc stanowią spore utrapienie dla rolników. 


Suchumska Nabierieżnaja


Wejście do ogrodu botanicznego


Ogród botaniczny



Wejście do "Abiazanika"
Małpy na żywo....

... i małpy w kosmosie
















 


Kilkadziesiąt kilometrów na północ od Suchumi w miejscowości Nowyj Afon znajduje się najważniejszy abchaski monastyr- Nowy Athos, który zdecydowanie wart jest odwiedzenia. Nosi on imię Szymona Kannanejczyka, który w swoich wędrówkach dotarł podobno i tam. Monastyr robi wrażenie świeżo odrestaurowanymi złotymi kopułami i przepięknymi freskami. W Nowym Afonie zobaczyć też można jaskinię krasową, ruiny twierdzy, grotę Apostoła Szymona, wodospad i niesamowicie oryginalny mały dworzec kolejowy, a raczej to co z niego zostało. Dalej na północ znajdują się nadmorskie kurorty, o których pisałam wyżej- Gudauta, Picunda i Gagra. Podobno przepiękne jest też położone w górach jezioro Ritza i jego okolice, niestety nie miałam możliwości tam dotrzeć. Miłośnicy gorących źródeł też nie będą rozczarowani, w południowej części Abchazji jest ich bowiem co najmniej kilka. 



Nowyj Afon- Monastyr Szymona Kannanejczyka
Freski wewnątrz monastyru


Nowyj Afon- wodospad

Nowyj Afon- dworzec kolejowy

Gorące źródła niedaleko Suchumi
















 


Oczywiście nie da się oddzielić dzisiejszej Abchazji od jej najnowszej historii. Ślady wojny widoczne są jeszcze w wielu miejscach, a w związku z okrągłą rocznicą jej zakończenia w 2013 roku w całym kraju ustawiono orgomne tablice i banery przypominające "bohaterów walki za ojczyznę". Jest też mnóstwo cmentarzy i pomników związanych z tamtymi wydarzeniami. Poza tym na południu ciągle jeszcze straszą ruiny domów zniszczonych podczas wojny, podobnie jak spalony budynek parlamentu w centrum Suchumi.


Jeden z banerów "chwała bohaterom"

Tablica pamięci na skale tuż za Suchumi
Spalony budynek parlamentu w Suchumi

Ślady po ostrzale na wieżowcu w Suchumi


Suchumi- pomnik poległych podczas wojny




















 



Na koniec jeszcze informacja praktyczna:  Możliwość wjazdu do Abchazji dla zagranicznych turystów istnieje przez dwa przejścia graniczne- od północy Adler/Psou, od południa Inguri. Informacje o tym, jakie warunki trzeba spełniać przy wjeździe do Abchazji i formularz wniosku o pozwolenie na wjazd znaleźć można TUTAJ tutaj. Koniecznie trzeba pamiętać, że zgodnie z gruzińskim Prawem o Okupowanych Terytoriach (Law On Occupied Territories) wjazd do Abchazji od strony Rosji jest przestępstwem i kończy się sankcjami karnymi w przypadku późniejszego wjazdu do Gruzji.