czwartek, 29 sierpnia 2013

Jedzonko cz. 2 - potrawy z ketsi

Minęło już tak wiele czasu mojego pobytu w Gruzji, że zdążyłam przetestować wiele tutejszych potraw i rozsmakować się w niektórych z nich (a niektóre znienawidzić, szczególnie te, w których dominującym smakiem jest szalona ilość kolendry). Całą ogromną grupę gruzińskiego jedzenia stanowią potrawy przygotowywane w glinianych naczyniach ketsi- dzbanuszkach lub płaskich miseczkach i on nich chciałabym napisać kilka słów.


Zdecydowanie moją najbardziej ulubioną gruzińską potrawą jest lobio- potrawka z czerwonej fasoli zapiekana i podawana w glinianym garnuszku. Przygotowuje się ją bardzo prosto: fasolę trzeba mocno rozgotować, a potem połączyć z sosem powstałym z mieszaniny posiekanej cebuli, czosnku, octu winnego, kolendry, pietruszki i soli/pieprzu/ostrej papryki wg uznania. Można też dodać zmielone włoskie orzechy. Lobio najpyszniejsze jest gorące, świetnie sprawdza się ze świeżym gruzińskim chlebem lavashem lub szaszłykiem z kurczaka. Znaleźć je można praktycznie w każdej tutejszej knajpie, oczywiście zależnie od dodanych ziół różni się nieco smakiem i stopniem ostrości, czasami potrafi być napraaaawdę palące.



Przepyszną i prostą potrawą jest też ser sulguni zapiekany w glinianej płaskiej miseczce- co prawda bomba kaloryczna ale smak gorącego sulguni na świeżym lavashu jest po prostu niezapomniany!










O wiele bardziej skomplikowaną potrawą jest ojakhuri (odżakuri), zapiekanka z mięsa, warzyw i ziemniaków. Występuje ono w kilku odmianach, zależnie od użytego mięsa (wieprzowina lub cielęcina) jest bardziej lub mniej delikatne. Mięso marynuje się w zalewie z białego wina, octu winnego, przypraw (liść laurowy, kolendra, sól/pieprz/papryka), suszonych pomidorów, cebuli i śmietany. Następnie tak przygotowane mięso podsmaża się, podsmaża się też pokrojone w łódeczki ziemniaki. Wszystko układa się w warstwy w glinianych płaskich naczyniach, przekłada krążkami cebuli i zapieka w piecu. Palce lizać!



Na koniec jeszcze jedna potrawa, którą odkryłam stosunkowo niedawno- czaszuszuli, czyli pikantny gruziński gulasz. Przyrządza się go z drobno posiekanej wołowiny, duszonej w sosie z pomidorów, cebuli, ostrej papryki, czosnku, kolendry, bazylii i cząbru, a podaje tradycyjnie oczywiście w glinianej miseczce.

środa, 14 sierpnia 2013

Podniebne tramwaje

Gruzja chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Jest tu wiele miejsc położonych z dala od szlaków turystycznych, które oferują atrakcje takiego samego kalibru, jak te szeroko znane i wymieniane we wszystkich przewodnikach. Dlatego czasami warto nadłożyć drogi i poświęcić nieco czasu na zjechanie z głównych tras, bo niejednokrotnie natrafić można na miejsca wręcz unikalne, prawdziwe nieodkryte perełki, których na próżno szukać w popularnych informatorach i w których z całą pewnością nie natrafimy na tłumy turystów. 


Chiatura- widok jak z czasów głębokiego socjalizmu
Jednym z takich miejsc okazała się być Chiatura, około 12-tysięczne miasteczko położone w Imeretii, ok. 30km od Zestaponi, w okolicy słynącej z bogatych złóż manganu.  Od pierwszego rzutu oka miasto wydaje się być nieco osobliwe, bo rozrzucone jest na co najmniej kilku wysokich skalnych wzgórzach, przedzielonych w dodatku rzeką Kviri. Architektura początkowo nie powala na kolana, prezentując się w  mocno zaniedbanej post-sowieckiej wersji. Jednak już po paru minutach jazdy przez Chiaturę zauważa się, że niebo poprzecinane jest całą masą tajemniczych lin i kabli. Po dokładnym przyjrzeniu się widać, że w niemal każdym kierunku biegną trasy kolejek linowych, które okazują się tu być podstawowym środkiem komunikacji. Podobno takich tras jest tu około 20 i w sumie trudno się dziwić, bo przy rozrzuceniu budynków po wzgórzach taka forma transportu jest chyba jedyną szybką drogą łączącą różne części miasta. Same kolejki i wagoniki pochodzą ewidentnie z czasów głębokiego komunizmu (na głównej stacji nadal króluje mozaika z Leninem i Stalinem) i obecnie są niestety w dość kiepskim stanie aż się prosząc o remont, ale mimo wszystko trudno jest się oprzeć magii fruwających nad głowami z niezłą prędkością podniebnych tramwajów.  


Uwaga, nisko przelatujące tramwaje!
Jeden z przystanków
Ostro pod górkę
Tu czas się zatrzymał
Tramwajem prosto do domu
Wagonik nieco klaustrofobiczny
Do Chiatury warto się wybrać jeszcze z innego powodu- sama trasa jest wyjątkowo malownicza, mocno wije się wśród zieleni, a ponieważ biegnie szczytem wzniesienia, oferuje bardzo ładne widoki na wioski położone w dolinach. Po drodze warto się zatrzymać w miejscowości Katshki, gdzie po zjechaniu z głównej drogi dotrzeć można do przedziwnie położonego na wysokie samotnej skale kościoła św. Maxima. Wikipedia informuje, że najstarsza część kościoła datowana jest na IX-X wiek, a obecny kształt zawdzięcza on renowacji przeprowadzanej w latach 2005-2009.  Na szczyt prowadzi jedynie wąska drabinka, a wejście jest możliwe tylko na wyraźne zaproszenie żyjącego u góry mnicha- niestety, nie zdarza się ono często i dotyczy wyłącznie mężczyzn. Bardzo ładny kościół o nietypowym dachu obejrzeć można również w samej wiosce Katshki.


Jak oni to zbudowali???


Taki widok robi niesamowite wrażenie
Jeden z nielicznych kościołów odbiegających od standardowego wyglądu

























PS- A TUTAJ obejrzeć i poczytać można więcej na temat Chiatury