niedziela, 29 kwietnia 2012

Wiosna, wiosna

Do Gruzji przyszła wiosna. "Przyszła" to zresztą złe określenie, wiosna tutaj wybuchła z całą mocą praktycznie z dnia na dzień. Jeszcze w ostatnich dniach marca nie dało się wysiedzieć w domu bez włączonego każdego dostępnego ogrzewania, a tu na początku kwietnia nagle okazało się, że trzeba spać przy otwartym oknie, bo temperatura oszalała. Oszalała też przyroda, z tygodnia na tydzień zalewając wszystko zielenią i kolorami. Przyszedł zatem idealny czas na to, co zamierzałam zrobić już od dawna, a mianowicie na spacery po Ogrodzie Botanicznym w Zugdidi i zwiedzenie pałacu Dadianich. Nie jest to może jakaś szalona atrakcja turystyczna, ale na pewno można tu spędzić miłe chwile. 
Ogród Botaniczny jest obecnie bardzo zaniedbany, ale widać w nim nadal ślady dawnej świetności. Sporo kwitnących krzewów, ciekawych okazów drzew, ścieżek prowadzących między czymś, co musiało być wcześniej pawilonami i fontannami lub oczkami wodnymi. Pośrodku znajduje się mały staw, nad którym bardzo przyjemnie siedzi się i słucha głośnego rechotu żab lub obserwuje pływające w stawie ryby i żółwie. Niestety, urok tego miejsca psują wszechobecne śmieci, ale widać też, że przynajmniej co jakiś czas ogród jest sprzątany. Śladu innych prac porządkujących nie widać, ale może jeszcze kiedyś ogród odzyska dawną świetność, bo potencjał ma spory. 



 Zaraz obok znajduje się największa duma Zugdidi- pałac należący do książęcego rodu Dadianich z XIX wieku. Obecnie jest w nim muzeum, prezentujące głównie pamiątki rodu Dadianich z czasów, gdy pałac tętnił życiem- meble, zastawa, obrazy, wiele z nich naprawdę pięknych, niestety wszystko opisane głównie po gruzińsku. Jest też sala poświęcona Napoleonowi Bonaparte, a w niej główna atrakcja muzeum- jedna z jego czterech masek pośmiertnych. Zwiedzenie całości to jakieś pół godziny, bo dla turystów udostępnionych jest zaledwie kilka sal. Obok pałacu znajduje się mała cerkiew a przypałacowy skwer z fontanną, alejkami i dużą ilością ławek to najbardziej reprezentacyjna i zadbana część miasta. 

A wracając jeszcze na moment do gruzińskiej wiosny- z uwagi na bliskość gór w wielu regionach kaprysy pogody o tej porze roku są niesamowite- jednego dnia jest palące słońce i 28 stopni, a zaraz następnego ulewny deszcz i 12 stopni, po czym kolejnego dnia znowu termometr pokazuje 25 kresek. 

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Skok na kasę

Postanowiłam dziś przyjrzeć się gruzińskim banknotom i monetom. No dobrze- tak naprawdę to zainspirował mnie mąż, bo faktycznie używam tej waluty już dobre trzy miesiące, a nigdy porządnie nie zwróciłam uwagi na jej wygląd. Najpierw więc nieco teorii- gruzińska waluta to lari (ლარი), jedno lari dzieli się na 100 tetri (თეთრი). W międzynarodowym kodzie walutowym lari oznaczane jest natomiast jako GEL i taki opis spotyka się tutaj często na kantorze czy w banku. Obecny realny kurs lari tutaj na miejscu to 1 GEL=1,62 USD (natomiast wg internetu 1 GEL to na dziś 1,92 PLN, ale nie mam okazji sprawdzić, bo pan w lokalnym kantorze zabiłby mnie śmiechem gdybym mu przyniosła polskie złotówki). Przy okazji rada dla potencjalnych turystów- pomimo na pozór kuszącej oferty NIGDY nie wymieniajcie pieniędzy u ulicznych sprzedawców waluty (część z nich widząc "niekumatego innostrańca" stosuje te same triki jak u nas kiedyś tzw. cinkciarze!)
Jeśli chodzi o banknoty, to w najczęstszym codziennym użyciu są takie o nominale 20, 10 i 5 lari (jedynie raz poszłam na bazar z banknotem 50 lari i wywołałam panikę w oczach pani sprzedającej pomidory, na szczęście jednak wyskrobałam jakieś drobne!). Co ciekawe, banknoty opisane są nie tylko po gruzińsku, ale również po angielsku!
Na banknocie 5 lari z jednej strony znajduje się portret Ivane Javakhishvili, gruzińskiego historyka, a z drugiej strony budynek Uniwersytetu w Tbilisi, którego był rektorem i jednym z fundatorów.
Banknot 10 lari to z jednej strony portret Akaki Tsereteli, poety i lidera gruzińskiego ruchu narodowo-wyzwoleńczego (taki nasz Mickiewicz...), a z drugiej strony odwzorowanie obrazu gruzińskiego malarza Davida Kakabadze "Imeretia- moja matka".
Banknot 20 lari to z jednej strony podobizna Ilii Chavchavadze, jednego z "ojców założycieli" nowoczesnej Gruzji, natomiast z drugiej posąg króla Vakhtanga I, założyciela Tbilisi, a w tle mapa oraz panorama stolicy.
Natomiast banknot 50 lari zawiera wizerunek Królowej Tamari, nazywanej Tamarą I Wielką, za której panowania Gruzja przeżyła swój "złoty wiek" oraz na rewersie symbol astrologicznego Strzelca pochodzący z gruzińskiego XII-wiecznego manuskryptu.
Gruzińskie monety mają na awersie albo gruziński symbol słońca z siedmioma zawiniętymi koliście promieniami (1, 2, 5, 10, 20, 50 tetri), albo oficjalny herb Gruzji- dwa lwy trzymające tarczę ze św. Jerzym (50 tetri, 1 i 2 lari). Na rewersie natomiast znajdują się symbole zwierząt i cyfry, a na większych nominałach same cyfry. Co ciekawe, istnieją dwa rodzaje monety o nominale 50 tetri.

I na koniec historyjka wymyślona po oglądaniu gruzińskich monet przez mojego męża: obrazki na nich są jak komiks- najpierw święty jeździł na lwie, później lew go zjadł i został sam a n końcu zadowolony oblizuje łapki....
P.S. W gruzińskich bankomatach prawie wszędzie jest do wyboru opcja wyjmowania GEL lub USD, czyli jak mówią niektórzy lari lub do-lari ;-) 

czwartek, 19 kwietnia 2012

Co kraj to obyczaj

Kilka dni temu miałam okazję obserwować obchodzenie przez Gruzinów drugiego dnia świąt wielkanocnych, czyli Dnia Zmarłych. Po raz kolejny przeżyłam spore zaskoczenie, bo tutaj jest to święto prawie radosne. Owszem, rodzina zbiera się przy grobie i wspomina zmarłego, ale jest to jednocześnie okazja do wielkiego pikniku z ciastem, owocami i oczywiście toastami... dużą ilością toastów... oraz tradycyjnym oblewaniem grobów winem. Kawałki ciasta, napoje i owoce zostawia się potem przy nagrobkach. Poza tym na cmentarz raczej nie przynosi się bukietów kwiatów, a ufarbowane na czerwono wielkanocne jajka i stroiki z młodych kiełków zbóż, a zamiast znanych nam zniczy zapala się cieniutkie świeczki. Elementem świętowania jest też wspólny śpiew przy grobie- przepiękny, na głosy. 



Zresztą nie tylko ten element świętowania jest inny niż w Polsce. Już sam wygląd cmentarza jest mocno zaskakujący. Groby otoczone są wysokimi metalowymi płotami, często też budowane jest nad nimi coś w rodzaju wiaty bądź małego domku, koniecznie z ławeczką, a nawet stołem, podciągnięty jest prąd, dodane inne elementy dekoracyjne. Te konstrukcje tworzą na cmentarzu nie lada labirynt, bo grobów nie kopie się w równych szeregach, więc trzeba wiedzieć, jak ominąć szeregi płotów aby dojść tam, gdzie się chce i nie trafić na "ślepą uliczkę". 



 
Na większości nagrobków znajduje się fotografia zmarłego, od jakiegoś czasu modne stało się też wyrycie podobizny w kamieniu nagrobnym. Co ciekawe, podobizny te przedstawiają zmarłego bardzo często w jakiejś charakterystycznej dla niego sytuacji- z samochodem, rozmawiającego przez telefon komórkowy, palącego papierosa, wznoszącego toast, tańczącego... niesamowite! Często też dookoła grobu poustawianych lub powieszonych jest kilka następnych fotografii. Podczas każdej wizyty przy grobie zostawia się w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu jakiś napitek, czasem też owoce lub orzechy.




 
Myślę, że warto też wspomnieć, jak wygląda tutejszy pogrzeb (nie upieram się, że jest tak w całej Gruzji, ale w "moim" regionie na pewno). Otóż ciało zmarłego wystawia się na kilka dni- do tygodnia- w salonie w domu, aby wszyscy krewni, sąsiedzi, znajomi i znajomi znajomych mogli przyjść się pożegnać. Obok domu ustawia się stoły, czasem namiot, i urządza gigantyczną imprezę z mnóstwem toastów i opowieści. Zmarłego na cmentarz niesie się w otwartej trumnie przez całą miejscowość, aby mógł pożegnać się z miejscami, które znał za życia (i odbywa się to niezależnie od aury lub pory roku). Po ceremonii pogrzebowej, w której nierzadko bierze udział 200-300 osób, wraca się do domu i kontynuuje imprezę (i toasty!), po czym goście zbierają między sobą jakąś sumę pieniędzy, którą zostawiają rodzinie zmarłego. Pogrzeb jest też chyba jedyną okazją, gdy przynosi się wielkie bukiety kwiatów- widząc więc gdziekolwiek skupisko ludzi niosących kwiaty można być pewnym, że w okolicy jest pogrzeb. 
I jeszcze dwie ciekawostki- na domu, w którym ktoś zmarł, jeszcze przez co najmniej rok wisi portret tej osoby (opowiadano mi o przypadkach, gdy taki portret wisiał przez 7-8 lat). Natomiast portrety bliskich zmarłych w formie broszki można też bardzo często spotkać przypięte do kobiecych (rzadziej męskich) ubrań.
 

niedziela, 15 kwietnia 2012

Przez Czarną Środę i Czerwony Piątek do Paschy


Do Gruzji przyszła prawdziwa wiosna i przyszła też Wielkanoc. Już od kilku dni widać było przygotowania do tego czasu, choć nie zauważyłam np. typowego dla nas zbiorowego mycia okien i trzepania dywanów. W gruzińskiej cerkwi Wielki Tydzień ma nieco inny przebieg niż w Polsce, choć idea jest oczywiście taka sama- przez skupienie i modlitwę wierni przygotowują się na Zmartwychwstanie Pańskie. Odbywa się wiele dodatkowych nabożeństw, przy czym same reguły wstępu i zachowywania się w budynku cerkiewnym są o wiele bardziej surowe niż w naszych kościołach- niedopuszczalne są odkryte ramiona, krótkie spodenki czy zbyt krótkie spódniczki, podczas wszystkich obrzędów  wierni stoją, a dodatkowo kobiety powinny mieć zakryte chustami głowy. 

Takie tablice spotkać można na wielu budynkach sakralnych


Najważniejsze obchody rozpoczynają się w środę, która nazywana jest Czarną Środą, co nawiązuje do zdrady Judasza. Później nadchodzi Wielki Czwartek, będący dniem oczyszczenia. Przy wielu cerkwiach znajdują się źródełka lub inne ujęcia wody, gdzie wierni mogą dokonać symbolicznego obmycia, znany jest też zwyczaj obmywania nóg dwunastu mężczyznom. 

Wielki Piątek nazywany jest Czerwonym Piątkiem (lub Krwawym Piątkiem) na pamiątkę przelanej na krzyżu krwi Chrystusa. Tego dnia maluje się wielkanocne jajka, przy czym nie są one tak kolorowe jak u nas, a koniecznie czerwone. Na bazarze kupić można odpowiednią "kraskę", która barwi jajka na pożądany krwisty kolor, później poleruje się je jeszcze szmatką zanurzoną w oleju. 






















W Wielką Sobotę wierni modlą się już od rana, a główne obchody Paschy odbywają się właśnie w sobotę o godz. 23. W cerkwiach płonie ogień przywieziony z Jerozolimy, cała liturgia jest wielogodzinna i bardzo uroczysta, z wieloma śpiewami i procesją, wystawiane są ikony, a na koniec wierni otrzymują specjalne błogosławieństwo wielkanocne. 

W niedzielę wielkanocną nie używa się zwykłego "dzień dobry", wszyscy witają się słowami "Chrystus Zmartwychwstał" i odpowiadają "prawdziwie zmartwychwstał", po czym rozpoczynać można świąteczne śniadanie (co jest o tyle miłe, że wg tradycji Wielkanoc poprzedza się 40-dniowym ścisłym postem od mięsa, ryb, a nawet jaj). Tradycyjnym elementem śniadania jest słodkie ciasto- keks, przyozdobione kolorowymi dekoracjami. Wtedy też zjada się ufarbowane na czerwono jajka, przy czym najpierw odbywa się bitwa polegająca na turlaniu jajek i obijaniu o siebie ich skorupek, co pokazuje, czyje jajko jest najmocniejsze i pokona innych. Według tradycji skorupka jajka symbolizuje zapieczętowany grób Chrystusa, a jej pękanie to powstawanie do nowego życia, tak jak Chrystus powstał z martwych. Często wielkanocny stół dekoruje się także zielonymi kiełkami, co symbolizować ma nowe życie. 























P.S.- Gdyby mnie dziś ktoś zapytał, co jest tutaj najbardziej wyraźną i namacalną oznaką świąt, to zdecydowanie odpowiedziałabym, że.... nie działał bazar, co wprawiło mnie w lekkie osłupienie, bo od trzech miesięcy nie miałam okazji zobaczyć tego miejsca tak opuszczonego.




sobota, 14 kwietnia 2012

Tego nie było w przewodniku- Nokalakevi

Szukając miejsc do odwiedzenia w Gruzji najczęściej  wybieramy to, co znane i polecane przez innych. Wystarczy poczytać wpisy na forach i w blogach, aby zauważyć powtarzające się nazwy-klucze będące żelaznym punktem wskazywanym każdemu turyście. Dziś jednak po raz kolejny przekonałam się, jak wiele wspaniałych miejsc pozostaje kompletnie nie zauważonych- może z powodu miejsca ich położenia (daleko od stolicy), może z braku promocji (mało o nich informacji nawet w internecie), a może z jakichś jeszcze innych powodów. Dzięki dociekliwości mojego męża trafiliśmy dziś bowiem do niesamowitego miejsca, wioski Nokalakevi (ok. 15 km od miasta Senaki w Imeretii). 
Nokalakevi to na pierwszy rzut oka zwykła gruzińska wioska, jednak kiedyś było twierdzą, której korzenie sięgają przełomu II i I tysiąclecia p.n.e. Okres największego rozkwitu przeżyło w IV-VI wieku n.e., kiedy to stało się stolicą księstwa Egrisi. Twierdza miała potrójne mury obronne, kościoły, "łuk triumfalny", łaźnie. Obecnie z twierdzy pozostały jedynie ruiny, jednak nawet one są po prostu imponujące.  Do dziś prawie nienaruszony zębem czasu zachował się przepiękny Kościół Czterdziestu Męczenników z VI w., część murów i fundamentów. Spacer w wiosennym słońcu pozostawia niezapomniane wrażenie, dosłownie czuje się powiew historii we włosach! Na miejscu rozpoczęte zostały prace wykopaliskowe, a zaraz obok pozostałości twierdzy znajduje się muzeum archeologiczne (niestety, z powodu Wielkanocy dziś było nieczynne). 










W drodze powrotnej do Senaki zatrzymać się warto w dwóch miejscach- przy bardzo charakterystycznym drzewie rosnącym obok miejscowego kościoła (niestety nie znam gruzińskiego, ale z tabliczki tak na rozum wynikało że ma jakieś 750 lat, a nawet jeśli nie to wrażenie jest niesamowite!) oraz w pobliżu ruin zamku. 














Niestety, odnośnie tychże ruin nie udało mi się znaleźć żadnej konkretnej informacji, mogę więc tylko powiedzieć, że warto było się wspiąć na górę choćby dla widoku roztaczającego się na okolicę.



Chyba najbardziej niesamowite było jednak to, że nigdzie nie było widać ani jednego turysty poza nami, wszędzie panowała niezmącona niczym cisza i mieliśmy te cudne rzeczy tylko dla siebie, dostępne bez problemu i to bez żadnych opłat! 

niedziela, 8 kwietnia 2012

Bzoba, czyli prawie Wielkanoc


Przebywając tyle czasu w Gruzji staram się obserwować tutejsze zwyczaje i tradycje, gdyż wiele z nich jest naprawdę ciekawych. Tutaj właśnie rozpoczyna się okres wielkiego świętowania, bo zbliża się Wielkanoc. Religią dominującą w Gruzji jest prawosławie (ponad 80% obywateli deklaruje przynależność do Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego), więc tutejsze obchody Wielkanocy nie zawsze pokrywają się czasowo z terminem świąt w Polsce (w tym roku wszystko dzieje się tu tydzień później). Jest to dla mnie strasznie zabawne, bo podczas, gdy znajomi umieszczają w internecie zdjęcia zastawionych stołów wielkanocnych i składają życzenia, ja nadal jestem na etapie przygotowań. 

Dzisiejsza niedziela w tradycji gruzińskiej to Bzoba (ბზობას)- coś w rodzaju naszej Niedzieli Palmowej. Koniecznie trzeba w tym dniu iść do cerkwi, z tym, że nie z palmami, a z gałązkami świeżego bukszpanu (bza), od których święto bierze swoją nazwę. Dlatego wzdłuż drogi do cerkwi ustawiają się całe szeregi sprzedawczyń oferujących za symboliczną cenę bukszpan luzem, w pęczkach, w bukietach z żonkilami, a także w małych plecionych koszyczkach- dla każdego według gustu. 

Cała droga przy cerkwi zajęta jest przez panie sprzedające bukszpan



Naprawdę urocze te bukieciki (koszyczki ręcznie plecione!)


Czy na stoliku, czy na taczce- grunt, żeby wyeksponować towar





















Przed cerkwią ustawiane są specjalne stojaki, gdzie wierni palą małe cienkie świeczki i modlą się o błogosławieństwo (normalnie takie stojaki znajdują się wewnątrz, ale cerkwie są z reguły małe i nie pomieściłyby takiej ilości ludzi i dymu ze świec). 


Dopchać się do środka jest prawie niemożliwe!

Wiele osób woli zapalić świeczki na zewnątrz i modlić się przed wejściem


Zielony bukszpan należy w cerkwi poświęcić i zanieść do domu, gdzie jego obecność przez cały następny rok będzie gwarantowała gospodarstwu błogosławieństwo. Jednocześnie uschnięty pęczek z poprzedniego roku przynosi się do cerkwi i rzuca na stos, który zostanie potem spalony, a popiół rozsypany wokół kościoła. Stary bukszpan można też spalić samemu, jednak tylko pod warunkiem, że popiół trafi do ziemi. Ze źródełek przy cerkwiach zabiera się też do domu wodę jako symbol oczyszczenia i uzdrowienia.

Stos zeszłorocznego bukszpanu, który później będzie spalony


Tłumy przy świątynnym źródełku


Poddając się dzisiejszej słonecznej i radosnej atmosferze ja również przyniosłam do domu pęczek bukszpanu, w końcu błogosławieństwa nigdy nie dość!