niedziela, 22 września 2013

Woda jest życiem

„Woda jest życiem”- niby taki banał i oczywista oczywistość, a jednak boleśnie przekonałam się na własnej skórze, jak łatwo o tym zapomnieć i jakie są tego konsekwencje. Wiosenno/letnio/jesienna pogoda w Gruzji jest jaka jest i upał, nawet jeśli słońce podstępnie schowane jest za chmurami, robi swoje. Jednym słowem- ani się człowiek obejrzy, jak dopada go odwodnienie. Nieprzyjemna suchość w ustach, ból głowy, ogólny marazm i osłabienie... przy czym kiedy odczuwa się te objawy, tak naprawdę jest już za późno na natychmiastowy ratunek, bo ciało tak jak gąbka nie przyjmie nieograniczonej ilości płynów- zatem trzeba nawadniać się w małych ilościach, ale za to systematycznie. Od kiedy zdarzyło mi się zapomnieć o tej prostej zasadzie i zaliczyć bardzo nieprofesjonalne omdlenie minął już ponad rok, a ja od tamtego czasu zostałam wielką fanką i przyjaciółką gruzińskich wód mineralnych.

Z bąbelkami....?

Niekwestionowanym numerem jeden wśród wód mineralnych i absolutnym hitem wysyłanym do ponad 40 krajów i przynoszącym podobno prawie 10% dochodów z całego gruzińskiego eksportu jest woda Borjomi (Bordżomi). Ma ona bardzo charakterystyczny, mocno słonawy smak i nadaje się  świetnie na uzupełnienie poziomu płynów- choćby dlatego, że nie da się jej wypić za dużo ;-) , poza tym zalecana jest przy kłopotach gastrycznych i jak twierdzi wielu (tzn. koledzy opowiadali ) nadaje się świetnie do leczenia „syndromu dnia następnego”. Wodę tę wydobywa się z trzech studni  położonych w okolicach miejscowości Borjomi, w paśmie górskim pomiędzy Adżarią a Imeretią. Po wydobyciu transportuje się ją 25-kilometrowymi rurami do fabryk, w których zostaje schłodzona i wtłoczona w szklane lub plastikowe butelki o różnej pojemności.
W okolicach Borjomi wydobywana jest również moja ulubiona woda Likani, która ma zdecydowanie łagodniejszy smak, a taką samą świeżość jak ta pierwsza. (Swoją drogą dopiero niedawno odkryłam, że 1 tetri od każdej sprzedanej butelki przekazywane jest na fundusz Gruzińskiego Patriarchatu, no proszę.) Natomiast najczęściej widywana na gruzińskich stołach jest woda Nabeghlavi, słabiej gazowana i nieco tańsza od poprzedniczek.

Wśród wód niegazowanych także mamy spory wybór- jest na przykład Bakuriani, Sno oraz Bakhmaro. Osobiście uwielbiam je w wielkich 5- lub 8-litrowych baniakach, bo oprócz do picia bezpośrednio świetnie nadają się do parzenia herbaty czy kawy. 

..... czy raczej bez bąbelków?

Uuuh, pewnie teraz spadną na mnie gromy, bo przecież po co używać wody mineralnej do herbaty, skoro jest woda w kranie, którą tak samo można wlać do czajnika i przegotować? Otóż mam z tym pewien problem. W gruzińskich domach woda przechowywana jest bowiem w wielkich zbiornikach, z których siłą grawitacji spływa do kranów. Zbiorniki te powinny być z założenia regularnie czyszczone i odkażane, ale w większości przypadków nie są i z kranu cieknie coś o lekko zielonkawo-żółtej poświacie. To samo w blokach, tam z kolei instalacje są w takim stanie, że lepiej nie wnikać za bardzo, jak wygląda płynąca nimi woda.

Każdy dom ma podobny zbiornik na wodę

Co mnie zastanawia, to bardzo niskie koszty dostarczanej wody, mój miesięczy rachunek nigdy jeszcze nie przekroczył 3 lari, a prysznica czy prania naprawdę sobie nie odmawiam. Niestety, niski koszt powoduje także, że wody zupełnie się tu nie szanuje, np. ludzie odkręcają krany nad wanną i przez pół dnia bieżącą wodą chłodza sobie arbuza, albo napełniają przydomowy zbiornik i pozwalają, aby woda przelewała się i ciekła w nieskończoność. Nawet po tak długim czasie w Gruzji ciężko mi obojętnie przechodzić obok takiego marnotrawstwa, ale cóż, co kraj to obyczaj....

1 komentarz:

  1. Faktem jest, że w Gruzji wody się nie szanuje, ale z drugiej strony zastanawiam się, jaki ułamek zużywania wody stanowią gospodarstwa domowe, a jaki- obiekty przemysłowe, zanieczyszczające wodę w sposób nieporównywalny. Sama staram się nie marnować w domu ani prądu, ani wody, i wierzę w to, że jeżeli wszyscy będziemy nad tym się zastanawiać, to w jakiś tam sposób wpłyniemy na losy Ziemi, ale jednak jak to jest statystycznie? Gdzieś kiedyś czytałam, że do produkcji 1 kg żółtego sera potrzeba jest 40 kg wody, nie wiem na ile to jest prawda, ale
    np ścieki z fabryki czy inne podobne są zanieczyszczone o wiele bardziej niż komunalne, nie mówiąc o tym że jest ich o wiele więcej. Takiego argumentu zawsze używa mój mąż Gruzin, ustawicznie zostawiające po sobie zapalone światło we wszystkich pomieszczeniach, w których przebywa.

    OdpowiedzUsuń