„Woda jest życiem”-
niby taki banał i oczywista oczywistość, a jednak boleśnie przekonałam się na
własnej skórze, jak łatwo o tym zapomnieć i jakie są tego konsekwencje.
Wiosenno/letnio/jesienna pogoda w Gruzji jest jaka jest i upał, nawet jeśli
słońce podstępnie schowane jest za
chmurami, robi swoje. Jednym słowem- ani się człowiek obejrzy, jak dopada go
odwodnienie. Nieprzyjemna suchość w ustach, ból głowy, ogólny marazm i osłabienie...
przy czym kiedy odczuwa się te objawy, tak naprawdę jest już za późno na
natychmiastowy ratunek, bo ciało tak jak gąbka nie przyjmie nieograniczonej
ilości płynów- zatem trzeba nawadniać się w małych ilościach, ale za to
systematycznie. Od kiedy zdarzyło mi się zapomnieć o tej prostej zasadzie i
zaliczyć bardzo nieprofesjonalne omdlenie minął już ponad rok, a ja od tamtego
czasu zostałam wielką fanką i przyjaciółką gruzińskich wód mineralnych.
Z bąbelkami....? |
Niekwestionowanym numerem jeden wśród wód mineralnych i absolutnym hitem wysyłanym do ponad 40 krajów i przynoszącym podobno prawie 10% dochodów z całego gruzińskiego eksportu jest woda Borjomi (Bordżomi). Ma ona bardzo charakterystyczny, mocno słonawy smak i nadaje się świetnie na uzupełnienie poziomu płynów- choćby dlatego, że nie da się jej wypić za dużo ;-) , poza tym zalecana jest przy kłopotach gastrycznych i jak twierdzi wielu (tzn. koledzy opowiadali ) nadaje się świetnie do leczenia „syndromu dnia następnego”. Wodę tę wydobywa się z trzech studni położonych w okolicach miejscowości Borjomi, w paśmie górskim pomiędzy Adżarią a Imeretią. Po wydobyciu transportuje się ją 25-kilometrowymi rurami do fabryk, w których zostaje schłodzona i wtłoczona w szklane lub plastikowe butelki o różnej pojemności.
W okolicach
Borjomi wydobywana jest również moja ulubiona woda Likani, która ma
zdecydowanie łagodniejszy smak, a taką samą świeżość jak ta pierwsza. (Swoją drogą dopiero niedawno odkryłam, że 1 tetri od każdej sprzedanej butelki przekazywane jest na fundusz Gruzińskiego Patriarchatu, no proszę.) Natomiast
najczęściej widywana na gruzińskich stołach jest woda Nabeghlavi, słabiej
gazowana i nieco tańsza od poprzedniczek.
Wśród wód
niegazowanych także mamy spory wybór- jest na przykład Bakuriani, Sno oraz Bakhmaro. Osobiście
uwielbiam je w wielkich 5- lub 8-litrowych baniakach, bo oprócz do picia
bezpośrednio świetnie nadają się do parzenia herbaty czy kawy.
..... czy raczej bez bąbelków? |
Uuuh, pewnie teraz spadną na mnie gromy, bo przecież po co używać wody mineralnej do herbaty, skoro jest woda w kranie, którą tak samo można wlać do czajnika i przegotować? Otóż mam z tym pewien problem. W gruzińskich domach woda przechowywana jest bowiem w wielkich zbiornikach, z których siłą grawitacji spływa do kranów. Zbiorniki te powinny być z założenia regularnie czyszczone i odkażane, ale w większości przypadków nie są i z kranu cieknie coś o lekko zielonkawo-żółtej poświacie. To samo w blokach, tam z kolei instalacje są w takim stanie, że lepiej nie wnikać za bardzo, jak wygląda płynąca nimi woda.
Każdy dom ma podobny zbiornik na wodę |
Co mnie zastanawia, to bardzo niskie koszty dostarczanej wody, mój miesięczy rachunek nigdy jeszcze nie przekroczył 3 lari, a prysznica czy prania naprawdę sobie nie odmawiam. Niestety, niski koszt powoduje także, że wody zupełnie się tu nie szanuje, np. ludzie odkręcają krany nad wanną i przez pół dnia bieżącą wodą chłodza sobie arbuza, albo napełniają przydomowy zbiornik i pozwalają, aby woda przelewała się i ciekła w nieskończoność. Nawet po tak długim czasie w Gruzji ciężko mi obojętnie przechodzić obok takiego marnotrawstwa, ale cóż, co kraj to obyczaj....
Faktem jest, że w Gruzji wody się nie szanuje, ale z drugiej strony zastanawiam się, jaki ułamek zużywania wody stanowią gospodarstwa domowe, a jaki- obiekty przemysłowe, zanieczyszczające wodę w sposób nieporównywalny. Sama staram się nie marnować w domu ani prądu, ani wody, i wierzę w to, że jeżeli wszyscy będziemy nad tym się zastanawiać, to w jakiś tam sposób wpłyniemy na losy Ziemi, ale jednak jak to jest statystycznie? Gdzieś kiedyś czytałam, że do produkcji 1 kg żółtego sera potrzeba jest 40 kg wody, nie wiem na ile to jest prawda, ale
OdpowiedzUsuńnp ścieki z fabryki czy inne podobne są zanieczyszczone o wiele bardziej niż komunalne, nie mówiąc o tym że jest ich o wiele więcej. Takiego argumentu zawsze używa mój mąż Gruzin, ustawicznie zostawiające po sobie zapalone światło we wszystkich pomieszczeniach, w których przebywa.