Pamiętacie z dzieciństwa wielkie karuzele w wesołych miasteczkach? Największym hitem były zawsze kolorowe "diabelskie młyny", które tak naprawdę nie miały jakiejś ogromnej wysokości, ale z punktu widzenia dziecka wydawały się niebotyczne. Szałem były tez wysokie karuzele krzesełkowe, zamki duchów i elektryczne samochodziki. Minęły lata, a dziecięca fascynacja pozostała... zapraszam na przejażdżkę!
Pierwszym gruzińskim "diabelskim młynem", z którego z lekką dozą niepewności skorzystałam, było wielkie koło ustawione w parku rozrywki w Kutaisi. Sam park rozrywki robił lekko "oldschoolowe" wrażenie rodem z wczesnych lat 90-tych, ale przejażdżka na powoli poruszającym się kole była niezwykle przyjemna i wiązała się z genialnymi widokami. Było warto pokonać strach!
|
Ten "diabelski młyn" pamięta jeszcze chyba poprzednią epokę |
|
Konstrukcja nieco przerażająca |
|
Za to jaki widok!!! |
Kolejna rundka wielkim kołem zaliczona została w Batumi. Diabelskiego młyna trudno tam nie zauważyć, stoi niedaleko portu i wpisał się już na stałe w krajobraz nadmorskiego bulwaru. Na przejażdżkę wybraliśmy sobie nietypową porę roku, bo koniec marca- było już ciepło, ale strasznie wietrznie, za to byliśmy jedynymi chętnymi do korzystania z tej atrakcji.
|
"Diabelskiego młyna" w Batumi nie sposób przeoczyć |
|
Wagoniki wspinają się na wysokość 60 metrów |
|
Widok z góry na fontannę z czaczą, port i centrum Batumi |
Kulminacja nastąpiła oczywiście w Tbilisi na wielkim kole widocznym na szczycie góry Mtatsminda. Miałam spore wątpliwości, czy wsiadanie do niego jest aby dobrym pomysłem, ale w końcu zostałam przekonana. Widok roztaczający się z góry- bezcenny, choć wysiadałam na miękkich nogach, bo cała konstrukcja tarmoszona wiatrem chwieje się i wydaje przerażające odgłosy. No ale nie może być inaczej, bo tbiliskie diabelskie koło ma aż 80 metrów wysokości. Tylko dla osób o mocnych nerwach!
|
Nie byłam wcale taka pewna, czy chcę wsiąść |
|
Tbilisi prawie z lotu ptaka |
|
Na tle wieży telewizyjnej jeszcze wyraźniej widać, jak wysoko się wspięliśmy |
|
Koło ma wysokość 80 metrów- tylko dla odważnych!
Wrażenie obłędnej wysokości potęgowane jest jeszcze przez umiejscowienie konstrukcji na wysokiej górze. |
Każda z tych przejażdżek kosztowała grosze (1-2 GEL), a zapewniała emocje i widoki niesamowite. Przy okazji przejażdżki na diabelskim kole w Tbilisi zajrzeliśmy jeszcze do reszty parku rozrywki Bombora, który znajduje się na Mtatsmindzie. Wszystko było oczywiście strasznie kiczowate, a z głośników leciały pełną parą nieco zachrypnięte dyskotekowe przeboje, więc nie zdecydowaliśmy się na korzystanie z innych atrakcji. Ale z punktu widzenia dziecka wizyta w takim parku rozrywki może być spełnieniem marzeń! W letnie weekendy to miejsce pełne jest odwiedzających, wyczytałam nawet, że tbiliski park na Mtatsmindzie był trzecim co do ilości odwiedzających w całym ZSRR!
|
Przecudnej urody wejście do parku rozrywku
(więcej zdjęć na stronie źródłowej georgiaabout TUTAJ) |
|
Chyba najsłynniejszy element tbiliskiego parku rozrywki |
|
Rollercoaster dla odważnych |
Nie dostąpiliśmy niestety przyjemności przejażdżki niesamowitym diabelskim kołem umieszczonym na frontowej ścianie planowanego Uniwersytetu Technicznego- kiedy opuszczałam Gruzję w 2014 roku budynek stał gotowy, ale nie oddany do użytku i z tego co wiem stan ten nie zmienił się do dzisiaj. Szkoda, bo na pewno byłoby mnóstwo chętnych do przejechania się taką szaloną karuzelą!
|
Uniwersytet Techniczny miał znaleźć się w tym wysokim środkowym budynku
niedaleko batumskiego bulwaru, wciśnięty między luksusowe hotele |
|
Na etapie budowy myśleliśmy, że u góry powstaje wielki złoty zegar |
|
Przejechać się tym "diabelskim młynem"- to dopiero byłaby atrakcja! |
Nie udało się nam również skorzystać z atrakcji parku rozrywki Tsitsinatela w Kobuleti, nazywanego na forach mocno na wyrost "gruzińskim Disneylandem". Z tym parkiem w ogóle jest bardzo dziwna sprawa, bo pomimo regularnych odwiedzin w Kobuleti o różnych porach roku tylko raz widziałam, że karuzele i inne atrakcje faktycznie działały- było to na rozpoczęcie sezonu letniego w 2013 roku. Oprócz tego konkretnego dnia karuzelowe miasteczko zawsze wyglądało na wymarłe, i to zarówno w dni powszednie, jak i w weekendy. Tajemnica wyjaśniła się dopiero po jakimś czasie- park działa wyłącznie w sezonie i przy dobrej pogodzie, a otwierany jest od godziny 18... gratulacje dla geniusza, który to wymyślił!
|
Środek lata- wejście do opustoszałego parku Tsitsinatela |
|
Plan wszystkich atrakcji |
|
Karuzela i diabelski młyn, a pomiędzy nimi schowany znudzony policjant pilnujący całości |
Niestety, nie wszystkie miejsca rozrywki miały tyle szczęścia co te w Kutaisi, Batumi czy
Tbilisi. W mniejszych miejscowościach wiele z nich święciło tryumfy popularności w latach 70-tych czy 80-tych, ale teraz wygląda tak, jak ta smutna nieczynna karuzela w Martvili. Dlatego szkoda, że w szale niedawnego budowania "gruzińskich Disneylandów" nie znalazły się pieniądze na przywrócenie takich miejsc do stanu używalności...
|
Najbardziej rozrzewnił mnie przyczepiony u góry motorek napędzający całość.
Kiedyś ta karuzela to musiała być atrakcja na całą okolicę! |
"Było warto pokonać strach!"
OdpowiedzUsuńNo tak. = Zuch!