Jeżdżenie autem po Gruzji ma sporo aspektów. Oprócz jego ewidentnych wad sprowadzających się do nieprawdopodobnie paskudnego stylu jazdy lokalnych dżygitów (więcej TUTAJ lub TUTAJ), ma także sporo zalet. Jedną z nich jest możliwość podziwiania rozmaitych ciekawych straganów ustawianych blisko głównych tras. Choć są one zwykle niebezpiecznie blisko drogi, zawsze znajdzie się kawałek miejsca, aby postawić auto, wysiąść, rozprostować nogi, pooglądać, potargować się, kupić. Co ciekawe, takie skupiska straganów są na trasie zwykle pogrupowane tematycznie i dla mnie stanowiły swoiste kamienie milowe na drodze ze stolicy na zachód.
Najpierw okolice Gori (czyli jakaś 1/4 drogi za mną)- tutaj w związku z licznymi sadami i polami spodziewać się można skupisk straganów z owocami i warzywami- różne odmiany jabłek, arbuzy, melony, kapusta, kalafiory, pomidory, cytrusy- wszystko poukładane w kolorowych stosach i oferowane w ilościach hurtowych.
Stragany sklecone z desek i plastikowych płacht widoczne są już z daleka |
Jedyny problem w tym, co wybrać |
Do owoców lokalni dżygici gratis |
Kolejnym punktem orientacyjnym na drodze na zachód zawsze była wioska Surami (wiedziałam wtedy, że jakaś 1/3 drogi za mną). Cała droga obstawiona jest dziesiątkami budek, przy których stoją panie machające... chlebkami! Za pierwszym razem ciężko mi było uwierzyć, co one trzymają w rękach, ale faktycznie w Surami produkowane jest bardzo charakterystyczne, ciężkie, nieco gliniaste i słodkawe pieczywo, które następnie sprzedawane jest przy drodze. Widok bardzo niecodzienny, bo budki ciągną się przez calutką miejscowość- i co ciekawe w innych miejscowościach niczego podobnego nie ma.
Ta pani nie tylko nas pozdrawia, ale także oferuje pieczywo |
Oferta w całej krasie |
Właścicielka na posterunku macha chlebkiem |
Jak widać, czasem właściciele wystawiają zastępstwo |
Budka za budką |
Budek jest tyle, że muszą każda ma swój numer porządkowy |
Kolejnym ciekawym przydrożnym punktem na mojej trasie (koło połowa drogi "do domu") były zatoczki z rękodziełem w okolicy miejscowości Shrosha. Jest to region, który słynie z czerwonej glinki, a pisałam o nim więcej TUTAJ. Na straganach za naprawdę niewielkie pieniądze kupić można garnki, kubki, wazony, miski oraz wyroby z drewna i gdyby nie brak sensownej możliwości transportu, to pewnie kupowałabym te rzeczy wagonami- a tak to skończyło się tylko na kilkunastu sztukach.
Ileż tu wszelkiego dobra! |
Garnki, miski, wazony i futrzane czapy |
W komplecie także wyroby z drewna |
No i jak tu nie kupić? |
A na końcu jeszcze bonusik- przecudnej urody stragan przy jeden z dróg w Kachetii. Mniam, aż ślinka leci, prawda? ;-)
I od razu widac, ze miesko uczciwie ubite, ekologiczne, nie foliowane, nie poddawane konserwantom:))
OdpowiedzUsuńO, to prawda! I jeszcze uwędzone w przydrożnym dymie i zapanierowane kurzem ;-)
Usuńi jeszcze razzzzzz
OdpowiedzUsuńKurde! Znowu wklepuję, bo znowu znikło przy próbie komentowania :D
Mi obojętne: ale NADAL dzięki temu blogowi wiem jak jeść TE_PIEROŻKI i reszta mi dynda i powiewa ;p, bijta się o gruzińskie krzaczki nazewnictwa do woli ;p [terozki se 'zachowam' i wkleję ...jakby co ;)]
Uffff.... Poszło! Nic to, że nie tu... Poszło wreszcie ;) ;)
UsuńSwobodnie se teraz wklepię: "NADAL dzięki temu blogowi wiem jak jeść TE_PIEROŻKI"...
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to już zapomniałem, ale cii.. ;p
I ten...
OdpowiedzUsuńZ Gruzińskiego pobocza to raczej pamiętam - z tych tu opisów - perpetuum mobile :D
= samo uzupełniającą/odtwarzającą się tradycję na_poboczach..
Cudo! :D