czwartek, 19 kwietnia 2012

Co kraj to obyczaj

Kilka dni temu miałam okazję obserwować obchodzenie przez Gruzinów drugiego dnia świąt wielkanocnych, czyli Dnia Zmarłych. Po raz kolejny przeżyłam spore zaskoczenie, bo tutaj jest to święto prawie radosne. Owszem, rodzina zbiera się przy grobie i wspomina zmarłego, ale jest to jednocześnie okazja do wielkiego pikniku z ciastem, owocami i oczywiście toastami... dużą ilością toastów... oraz tradycyjnym oblewaniem grobów winem. Kawałki ciasta, napoje i owoce zostawia się potem przy nagrobkach. Poza tym na cmentarz raczej nie przynosi się bukietów kwiatów, a ufarbowane na czerwono wielkanocne jajka i stroiki z młodych kiełków zbóż, a zamiast znanych nam zniczy zapala się cieniutkie świeczki. Elementem świętowania jest też wspólny śpiew przy grobie- przepiękny, na głosy. 



Zresztą nie tylko ten element świętowania jest inny niż w Polsce. Już sam wygląd cmentarza jest mocno zaskakujący. Groby otoczone są wysokimi metalowymi płotami, często też budowane jest nad nimi coś w rodzaju wiaty bądź małego domku, koniecznie z ławeczką, a nawet stołem, podciągnięty jest prąd, dodane inne elementy dekoracyjne. Te konstrukcje tworzą na cmentarzu nie lada labirynt, bo grobów nie kopie się w równych szeregach, więc trzeba wiedzieć, jak ominąć szeregi płotów aby dojść tam, gdzie się chce i nie trafić na "ślepą uliczkę". 



 
Na większości nagrobków znajduje się fotografia zmarłego, od jakiegoś czasu modne stało się też wyrycie podobizny w kamieniu nagrobnym. Co ciekawe, podobizny te przedstawiają zmarłego bardzo często w jakiejś charakterystycznej dla niego sytuacji- z samochodem, rozmawiającego przez telefon komórkowy, palącego papierosa, wznoszącego toast, tańczącego... niesamowite! Często też dookoła grobu poustawianych lub powieszonych jest kilka następnych fotografii. Podczas każdej wizyty przy grobie zostawia się w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu jakiś napitek, czasem też owoce lub orzechy.




 
Myślę, że warto też wspomnieć, jak wygląda tutejszy pogrzeb (nie upieram się, że jest tak w całej Gruzji, ale w "moim" regionie na pewno). Otóż ciało zmarłego wystawia się na kilka dni- do tygodnia- w salonie w domu, aby wszyscy krewni, sąsiedzi, znajomi i znajomi znajomych mogli przyjść się pożegnać. Obok domu ustawia się stoły, czasem namiot, i urządza gigantyczną imprezę z mnóstwem toastów i opowieści. Zmarłego na cmentarz niesie się w otwartej trumnie przez całą miejscowość, aby mógł pożegnać się z miejscami, które znał za życia (i odbywa się to niezależnie od aury lub pory roku). Po ceremonii pogrzebowej, w której nierzadko bierze udział 200-300 osób, wraca się do domu i kontynuuje imprezę (i toasty!), po czym goście zbierają między sobą jakąś sumę pieniędzy, którą zostawiają rodzinie zmarłego. Pogrzeb jest też chyba jedyną okazją, gdy przynosi się wielkie bukiety kwiatów- widząc więc gdziekolwiek skupisko ludzi niosących kwiaty można być pewnym, że w okolicy jest pogrzeb. 
I jeszcze dwie ciekawostki- na domu, w którym ktoś zmarł, jeszcze przez co najmniej rok wisi portret tej osoby (opowiadano mi o przypadkach, gdy taki portret wisiał przez 7-8 lat). Natomiast portrety bliskich zmarłych w formie broszki można też bardzo często spotkać przypięte do kobiecych (rzadziej męskich) ubrań.
 

2 komentarze:

  1. Niesamowite opowieści!

    Mam taką refleksję - im biedniejszy kraj, tym bliżej duszy ludzkiej i tym głębsze znaczenie obrzędów i rytuałów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam dziwne wrażenie, że w tym kraju toast składa się w każdej możliwej sytuacji i trzeźwych, to tam ludzi będzie ciężko spotkać. Może z tego wziął się ten chaotyczny sposób jazdy.

    OdpowiedzUsuń