sobota, 15 września 2012

Tsalendjikha i Chkhorotskou


Tsalendjikha..... Chkhorotskou..... - czyż to nie piękne, tajemnicze słowa? Mogłyby oznaczać cokolwiek (moim skromnym zdaniem idealnie nadają się na imiona dla bliźniąt), ale tak naprawdę są to nazwy dwóch miejscowości położonych we względnej bliskości Zugdidi, do których wybraliśmy się jakiś czas temu w celach odkrywczo-rekreacyjnych. Po raz kolejny wyprawa potwierdziła moją opinię, że przewodniki po Gruzji mogą się schować ze swoimi mądrościami, gdy w grę wchodzą małe, nieodkryte i jeszcze_nie_zadeptane przez turystów miejscowości.

Trasa do obu tych miejsc wiedzie przez mnóstwo typowych gruzińskich wioseczek i jest mocno kręta, więc kilkadziesiąt kilometrów pokonuje się bardzo mozolnie (za każdym zakrętem może czaić się wróg w postaci rozpędzonej marszrutki lub stada krów na drodze), ale za to atrakcje napotkać można rozmaite. Pierwszą z nich były przecudny stary kościół i cmentarz w miejscowości Kortskheli.







Z Kortskheli droga wiedzie dalej prosto do Tsalenjikhi, gdzie po wjeździe  szaloną serpentyną pod naprawdę stromą górę (nie dla kierowców o słabych nerwach i aut o słabym silniku!) odwiedzić można miejscowe jakże klimatyczne sanktuarium.












Po atrakcjach sakralnych przyszła pora na innego rodzaju rozrywkę. Z Tsalendjiki do Chkhorotskou wiodą dwie drogi i na mapie oraz według drogowskazów obie wyglądają przyzwoicie, więc oczywiście wybrałam tę krótszą, choć nieco podejrzane wydało się, że nikt oprócz nas tamtędy nie jechał. Już po paru kilometrach okazało się dlaczego- droga z asfaltowej zrobiła się najpierw mocno dziurawa a potem po prostu zwykła polna i kamienista, w dodatku z ostrym spadkiem i śladami po strumieniu pośrodku. Najciekawsze przyszło jednak w chwili, gdy dotarliśmy do mostu, który okazał się kompletnie nieprzejezdny.... Na widok naszego auta zbiegło się od razu mnóstwo tubylców, którzy wszelkimi możliwymi sposobami przekazali nam, że trzeba "po prostu" przejechać przez rzekę.... Przyznam, że miałam śmierć w oczach, ale dzielne auto spisało się bez zarzutu i już po chwili mogłam głęboko odetchnąć na drugim brzegu- ufff!!!!! (Tak więc moja rada dla potencjalnych turystów- jak jeździć po Gruzji to tylko autem terenowym z napędem 4x4, a poza tym nie ufajcie drogowskazom, pytajcie tubylców i bądźcie przygotowani na wszystko!)

A celem tej całej karkołomnej przeprawy były położone tuż koło Chkohorotskou kamienne ruiny zamku/twierdzy górujące nad okolicą. Oj, warto było! Nie udało mi się znaleźć żadnych informacji o tym miejscu, ale bardzo jest ono podobne do zamku w Nokalakevi (więcej TUTAJ), więc zapewne powstało w zbliżonym okresie.




 
I na koniec spotkana w jednej ze wsi kolejna atrakcja, a jednocześnie do dziś nie wyjaśniona zagadka- czy może ktoś wie, co dokładnie przedstawia poniższe zdjęcie? My typowaliśmy, że to Gruzińska_Krowa_Bojowa......








7 komentarzy:

  1. :-D
    krowa-aerator/wertykulator?
    krowa-kosiarka_z_regulacją_"ostrzy"?
    krowa-akupunkturzystka?
    krowa_po_Halloween?

    Hmmm... pasterskim psom zakładano kolcze obroże chroniące szyje, żeby miały choć cień szansy w walce z wilkami, więc może to wyrośnięty rogaty_owczarek_gruziński? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. And the winner is.....
      krowa-akupunkturzystka wymiata !!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
  2. o kurcze, ale jazda z tą krową.....
    jednak typuję, że to po to by nie wkładała pyska gdzie popadnie

    Aha, jeszcze zapomniałam Tobie powiedzieć, że przegapiliśmy skręt w prawo i z powodzeniem pokonaliśmy drogę do Anaklii naszą malutką Almerą :) teraz ją chcemy sprzedać, żałuję ale potrzebujemy czegoś większego, i nie wiem czy w ogłoszeniu nie podać że to terenowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podaj koniecznie, jeszcze trzeba było na dowód zrobić zdjęcia tej offroadowej trasy, ale jakby co to ja poświadczę ;-)

      Usuń
  3. Krowa hardcore ;)... Przypomina mi się horror "Piątek 13-tego". To prawda, ładne miejsca. Na jednym zdjęciu jak się nie mylę jest forteca Rukhi. Byłaś może w Martvili? Zastanawiam się nad wypadem tam i do Nokalakevi właśnie zanim zaczną się chłody. W Rukhi i Kortskheli byłam piechotką. Po drodze jest dużo zieleni. I idąc do Kortskheli widać góry od strony Abchazji i Swanetii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Rukhi to zupełnie inna bajka. W Martvili nie byłam, Nokalakevi polecam z czystym sumieniem, ale faktycznie zanim zrobi się zimno, bo później to już nie będzie taka frajda.

      Usuń
    2. A ja chyba wiem co to jest. Spotkałem do tej pory wersje tylko drewniane ale myślę, że kolce są dla wzmocnienia efektu. Otóż podobne "coś" Gruzini zakładają dorosłym krowom, które nadal usiłują pić mleko matki. "Mleczna" krowa ukłuta takim czymś zostaje zniechęcona i odstraszona, i nie pozwala ssać mleka.

      Usuń