Do Tbilisi przylecieliśmy w nocy i już pierwsze wrażenie było nieco kosmiczne. Ale w sumie pozytywne. Porządne lotnisko, ulice (łącznie ze słynną w Polsce ulicą Lecha Kaczyńskiego), powalająco piękne bożonarodzeniowe oświetlenie- to wszystko zrobiło super pierwsze wrażenie. Poza tym wszechobecne napisy w tutejszym alfabecie dawały poczucie, że jestem w jakiejś nierealnej bajce. No ale potem przyszedł ranek i okazało się, że w dziennym świetle i o tej porze roku Tbilisi jest niezbyt urocze. Przede wszystkim kompletnie brak jest kolorów, wszystko jest jakby przyblakłe, wyprane, dominuje blada żółć, beż, szarość, brąz.
Budynki- z małymi wyjątkami- są bardzo
zaniedbane, odpada tynk, wszystko rdzewieje i się łuszczy. Dla kontrastu
parlament, siedziba prezydenta, uniwersytet i kilka innych raczej publicznych
budynków wygląda na świeżutko odmalowane i dobrze utrzymane. Na pewno wszystko
byłoby inaczej, gdybym przyjechała wiosną lub latem, gdy wszędzie jest zielono,
ale w chwili obecnej brzydota wielu miejsc, i to w centralnych punktach miasta
a nie tylko w zapomnianych przez Boga uliczkach, była wręcz powalająca.
Zresztą cała dalsza 350-kilometrowa droga przez Gruzję była taka. Wyprana z kolorów, zniszczona i wyglądająca na raczej biedną a na pewno zaniedbaną okolica. Mnóstwo pustych domów- część jako „spadek” po czasach, gdy mieszkali tu Rosjanie, a część pusta, bo właściciele już dawno wyjechali do Europy. Straszny widok, szczególnie gdy zaczął sypać gęsty śnieg i robić się ciemno. Brrrr. Jedyne plamy koloru na tej pustyni szarości to wielkie, najczęściej szklane, granatowo-czerwone posterunki policji. I ewentualnie co nowsze i nowocześniejsze stacje benzynowe.
Gdzie ja trafiłam?????????????
Hej, die Busse haben aber ein leuchtendes Gelb :-)
OdpowiedzUsuńStimmt, leider nur in Tiflis!
Usuń